Miesięczne Archiwa: październik R

2 postów

Ceramiczny kwiat

Dopadła mnie twórczość radosna, relaksująca dla mnie, dająca mi dużo dobrej energii. To nieduże formy ceramiczne przemawiające w rezultacie jako kwiat. Kwiat zawsze cieszy, wprowadza w dobry nastrój, koloruje nam monotonię codzienności. Nie bardzo znam się na nich, więc nie udaję, że wiem więcej niż wiem. Nie ośmielam się ich nazywać, aby nie obrazić Natury. Powstają prawie, że same, wyskakują spod dłoni jeden za drugim. Nie wymagają poprawy, choć nigdy nie są idealne. Decyzja o tym, że kwiatek jest skończony zapada błyskawicznie i intuicyjnie. Czasem wychodzą tak, czasem inaczej. W piecu zawsze się zmieszczą, są pokorne i zgodne. Nie pozwalają mi się martwić, że krzywo czy nie tak. Wypływają z potrzeby chwili, jak chcą to wychodzą tak, a jak w duchu ciężko to nie pchają się na świat. Wychodzą mi tylko wtedy gdy jestem radosna. Fajnie mi z nimi.

Potem zaludniają mi wszystkie wazony, powtykałam je w małe doniczki z domową zielenią, czasem zaczynam dzień w pracowni od spontanicznej wiązanki. Schodziłam las po gałązki i patyki, mam w co je ubierać. Przydają mi się kawałki płótna szarego, juty i sznurka. Jak ma być elegancko, wyjmuję rafię.
Kwiatki usadzam na prostych drewnianych patykach, a te drobniejsze na kolorowych drucikach. Można wybierać, czy mają iść w zielone doniczki czy w suche bukiety. Te ostatnie dobrze wyglądają na surowym lub białym drucie.

Część z nich już umieściłam w sklepie. To te na druciku. Ogarnę zaraz kartoniki i wyślę Wam też te długie, piękne i duże. W piecu stygną surowe kwiatki, czekają na szkliwo. Mam wielkie plany już na poniedziałek. Piec nie odpoczywa niestety, no nie wypada mu przy moim twórczym adehde.

Komu więc już przekwitło w ogródku, to zapraszam serdecznie. Żaden z nich się już nie powtórzy..

 

#zielonaceramika

Do tej pory broniłam stanowiska, iż kubek jest to ten jedyny, mój i będę nad nim pracować dozgonnie. Bo jest najlepszy, najbardziej funkcjonalny i posiada wielki potencjał artystyczny.
Tak. To wszystko prawda.
Tworzyłam je więc na potęgę, no każdy fason i pojemność świata. Toczyłam na kole garncarskim, lepiłam z plastrów gliny, wylewałam w formie oraz klepałam je w dłoniach. Cztery techniki z których każdy z nich dostawał różne szkliwo, inne ucho, doklejałam im kwiatki i guziki, odciskałam faktury, drapałam i klepałam. Każdy z nich jest dopracowany i porządnie wypalony. Mnożyły się jak świnki morskie i wypełniły wszystkie półki w pracowni niemal po same brzegi
I myślałam, że tak zostanie już do końca, ale któregoś dnia odczułam głód. Bo w sumie czemu tylko kubek?

Nadszedł czas na nowe spojrzenie i pomyślałam ciepło znów o domkach. Ja je lubię a one mnie, więc znów zaczęły mnie sympatycznie prześladować. A że nie chcę tworzyć rzeczy zbędnych, to dążę do funkcjonalności. I tu się zaczęło nowe. W domek wsadzimy roślinkę, w okienka świeczuszkę, a w kominie będzie pachniało. Nazwałam je #zielonaceramika. I tak zostało, bo pierwsza myśl najlepsza.

Są więc małe skromne parterówki , które zamiast dachu mają mały ogród botaniczny, poprzez niewielkie budyneczki z ogródkiem, aż po wyższe domy ze spadzistym dachem, ceramicznym drzewem i dwoma zielonymi tarasami. Przy każdym z nich świetnie się bawię i nie potrafię stworzyć kopii poprzedniego, więc szczerze radzę, jak się podoba to kupuj człowieku bo to taki jedyny i więcej nie będzie..

Wypalona glina to zdrowy, przyjazny materiał. Sprawdził się przy naczyniach, formach do pieczenia, dekoracjach. Chroni, dźwięczy, zdobi, emituje dobrą energię. Słowem rządzi. Całość zaś bardzo cieszy oko, bo i fajnie czują się w niej roślinki : )