Miesięczne Archiwa: marzec R

2 postów

Kiermasz w kwiatki

Oj, lubię te wyzwania. Są przeważnie ciut ponad moją ludzką wydolność, ale kurde no. No lubię.

?Kiermasz wiosenny. Odbył się, owszem, chociaż, fakt, przeleciała mi taka myśl, żeby przesunąć święta. Pożegnałam ją szybko uniesieniem kącika ust z jednej strony i w okrojonej wersji kiermasz nastał.

Główną atrakcją jednakowoż, miało być malowanie jaj, czyli pisanki, które bardzo lubię. Dla mnie osobiście przygotowanie świąt Wielkanocnych mogłoby się ograniczyć tylko do tego. Malujemy je woskiem i wkładamy do barwników, to tak w skrócie. A efekt łał. Ale jak to mówią, zima jak co roku zaskoczyła kierowcow, czyli wzrost zachorowań nastepuje zawsze w święta. No i zbiegowisko byłoby nielegalne. Także ten.

Pozostała sama sprzedaż, czyli przemeblowanie i wypachnienie całej pracowni, z funkcją kulturalnej ekspozycji powstałych tu prac. Zaczęło się w piątek, potrwało do niedzieli. Mimo, że za każdym razem wyglądało, jakbym siedziała w pustej pracowni, to i tak się mocno działo. Jakoś tak to jest, że odwiedzający przychodzą jeden po drugim, zawsze w odległościach czasowych, a nie wszyscy na hura. Nie rozumiem tego zjawiska, bo przecież teoretycznie jest możliwe, żeby wszyscy, kto planował odwiedzić pracownię, weszli do mnie w sobotę o 14.37. Ale tak sie nigdy nie dzieje. Przychodzą po kolei przez trzy dni. Genialne.

Przyszły same sympatyczne osoby, chyba się nawet uśmiechały, ale w tych czasach tego nie widać. Poczyniono wiele zakupów, bez konkretnej tendencji. Niektórzy ulegli tej chałdzie kwiatków, przez którą trzeba było się przedrzeć na wstępie, jesli udało sie tego chwilę wcześniej na parkingu nie rozjechać i witali mnie już z naręczem zdobyczy. Kolejni zatopili się w zadumie pt. : cholera, który kubek..? Ale jest jeszcze inny rodzaj klienta, który bardzo lubię. To rodzaj Łowcy, który szuka tego jedynego egzemplarza czegokolwiek, byle byłoby to coś ciekawego, dziwnego i nietypowego. Sięga on wtedy głęboko w półki i wyciąga stamtąd rzeczy mocno zaprzeszłe, o których nikt już dawno nie pamięta. W ten sposób znika mi z regałów dosłownie wszystko. Miłe to.

Mimo, że szał zakupów przypisany jest bliżej tych zimowych świąt, to muszę powiedzieć z mocą, że ten kiermasz był dla mnie dobrym czasem. Stosunkowo do sytuacji i innych warunków: bardzo dobrym. Pozostał uśmiech, papierowe jajka na płocie, oraz poważny plan na gwałtowne zagospodarowanie tarasu. Oj, nic jeszcze nie powiem, ani trochę, możecie mnie kołem łamać, nic a nic, słówka nie pisnę, no dobra! Dach będzie i miejsce do pracy i posiedzenia i w spokoju kupowania też! Tadaaam! ?

?I dziękuję Wam za ten weekend.? Za zakupy, za odwiedzinki, za poluby na fejsie, za zamówienia. ?Fajnie bardzo było. I cóż, no pięknych świąt wam życzę ze słuszną porcją słońca? i uśmiechu ?

 

Wiosenne radości wbrew logice

Dużo się fajnego wydarzyło ostatnio w pracowni, jeśli chodzi o progres twórczy. Powodów jest kilka. Jeden z nich to kiermasz, który miał miejsce w grudniu i spowodował praktycznie absolutne wyjałowienie prac z półek. Zatem ja, okolicznościowa bohaterka i miejscowy zwycięzca, obiecałam wszystkim wylewnie, że kolejny kiermasz spoko zaraz o tu, na wiosnę, zapraszam serdecznie. Po czym uświadomiłam sobie szybko, że mam stosunkowo kurde mało czasu, albowiem właśnie wysprzedałam jakieś półtora roku mojej pracy w towarze, a do wiosny pozostał mi w sumie to kwartał.
?
Ale pomyślałam, nic to, nic to i od tej pory nie zmarnowałam ani chwilki.

Jako, że mam coraz szerszy kontakt z klientami, bo wielu z nich odnalazło drogę do pracowni i gdyby nie maseczki, to wiedziałabym nawet, którzy odwiedzają mnie tu systematycznie. A oni niejako dyktują mi potrzeby, bo pytają o kolejne realizacje, czy może aby nie ma właśnie pojemników na sól, czy są maselniczki, a może dzbanki na wodę, doniczki-osłonki, a czy będą takie inne kwiatki, bardziej jak tamten. I to jest kolejny napęd na kreatywność użytkowania ceramiki hand made. W wyniku czego regularnie zaczęły powstawać maselniczki, dzbanki na wodę, pojemniki na sól oraz w opór kwiatków. Do tego wszystkiego króluje niezmiennie w moim serduszku kubek, ale właściwie do końca nie wiem dlaczego. Ale tak jest ?

Nie jest to łatwa forma do wykonania z gliny, a do tego wciąż walczę z uszkiem. Dość trudno zrobić dobre, wyważone, wygodne i do tego dekoracyjne uszko, ale już wiem, że jest ono potrzebne i już. Jednakże to kubek jest tym codziennym towarzyszem, jest najbardziej osobisty, dopasowany, poszukiwany każdego ranka. A dla mnie to małe dzieło, które należy wykończyć ładnie i z uczuciem, dokładnie dbając o szczegóły. Bo to jest ważne i tyle.

Ostatnio więc utoczyłam na kole kilka gigakubków, niektóre o pojemności 1 litra nawet, a potem wydarzyło się jeszcze coś innego…

Odkryłam ja, że koło garncarskie to jeszcze nie koniec realizowania tych wszystkich durnot, które mam w głowie. Uwielbiam koło, jednak przeszkadza mi w nim ta idealna doskonałość. Wychodzą z niego piękne równe przedmioty, przeważnie obłe, gładkie i wygłaskane.  Super. No i? Ano udało mi się zburzyć tą świętą symetrię, inteligentnie zadziałać,  ciekawie ponadwyrężać te równe ścianki bez (!) szkody dla nich. I wreszcie ..odsłonić nowe piękno. ? Gładkie, równie, wygłaskane, ale zupełnie nielogiczne. Dlatego fajne. Coś czuję, że na dłużej zakoleguję się z nową techniką bo w sercu, no, zaśpiewały mi chóry anielskie.?

Poniżej więc, pierwsze egzemplarze warte uwagi, po które z resztą już zapraszam do sklepu. A po nieco więcej zapraszam na kiermasz ?

26-28 marca, 2021, tu u mnie w pracowni. ? O tym właściwe też jeszcze przecież będzie : ))