Roczne Archiwa: R

9 postów

Podsumowanie?

Z podsumowaniami u mnie jest tak, że rzetelnie nie będzie. Z natury jestem działacz, więc łapię w locie nowe pomysły, a te chciałabym teraz już realizować. Tak więc z podsumowaniami jest tak, że połowy to ja nie pamiętam co się działo, a resztę chcę poprawić. Ostatnio jednak jestem dla siebie dość dobra i gdy tylko czuję, że ne wyrabiam na zakrętach, głaskam się po główce i zezwalam sobie na mały krok w tył. A potem na szczęście dalej do przodu.

Tak więc rok to był dobry. Obfitował pięknie w zajęcia dla babek w grupach oraz w indywidualne warsztaty. To spowodowało, iż prac moich własnych nie przybywało w zastraszającym tempie, ale za to wykluło się kilka fajnych pomysłów co do przyszłych realizacji. Było też kilka ambitnych zleceń, z których jedno z nich to 200 takich samych misek z koła. Zajęcie to było wbrew pozorom rozwijające i ciekawe, a spowodowało iż mam ochotę przerzucić się na tą technikę z całych sił. No zaczynam słuchajcie czaić o co w tym kole chodzi!

Pojawiły się w pracowni znów farby. Kiedyś mocno na kubkach po wierzchu malowałam i nie mam z tym problemu, ale farby, które do mnie zawitały są tym razem podszkliwne. To absolutnie genialny produkt, który da Wam pewność, że malunek pozostanie nietknięty podczas użytkowania, a ja mogę pomalować ceramikę gdzie mi się żywnie podoba. Farby można mieszać ze sobą dowolnie, co jest również ewenementem w ceramice, wypalając ją w temperaturach powyżej 1200 stopni. Strasznie to przyjemna robota bo i fajnym rezultatem.

Poznałam również czar wałków drewnianych z rzeźbionymi wzorami, które odbijam w glinie. A to już daje efekt łał.. Glina przyjmie wszystko, a dla rzeźbionego drewna jest szczególnie łaskawa. Jak sama nazwa wskazuje, glinę przy tej technice należy rozwałkować a więc będzie alternatywa odpoczynku dla pracy przy kole. Lepimy tutaj z plastrów więc będą z nich fajne talerze, patery i oczywiście kubki. Tego nigdy przecież za dużo.

A wracając do zajęć, to powitałam tu gro nowych osób i okazało się, że w wielu z nich drzemie spore zwierzę głodne twórczości własnej! To niebezpieczne i pazerne potwory, które trzeba mocno karmić, bo jak się nie może tworzyć, to wtedy nas boli. Tak więc oferuję tu im warsztat ze sporą wiedzą, doświadczeniem oraz narzędziami, a potem w efekcie mamy tu piękne gotowce, których nie ma nigdzie więcej na świecie. Przy czym w przeważającej części kobieca na zajęciach energia przenika mnie bardzo pozytywnie. To krzepiące fajne spotkania dla nas wszystkich, okraszone oczywiście tymi zgubnymi acz pysznymi ciasteczkami, które zawsze są świeżo upieczone. Istna masakra na chrupko!!

I czy to się da jakoś podsumować?? Jednym zadaniem to nie bardzo, jednak po kolejnym roku działania w tej pracowni dochodzę do w niosku: JESZCZE!! No a wchodząc w rok 2022 zawiadamiam, że to będzie dziesiąty rok trwania pracowni w takiej postaci, patrząc na budynek. Dokładnie 4 grudnia 2012 odbyło się uroczyste otwarcie pracowni, co niektórzy jeszcze pamiętają, a to zobowiązuje. Kiermasz grudniowy zapowiada się nielicho!

Ale my tu nie o tym, tylko mamy tu prawie przeddzień świąt, niniejszym życzę wszystkim takiej frajdy z pasji, jaką mam ja i 100 razy bardziej. Cokolwiek robicie, niech Wam przynosi dużo szczęścia podczas procesu tworzenia, wtedy każdy dzień będzie kolejnym okruchem szczęścia w codziennym zmaganiu. Pozdrawiam wszystkich i gratuluję tym, którzy dobrnęli do końca tego wpisu, idę lepić pierogi a pozostawiam Wam buziaki prosto z pieca gorące!

III Mikołajkowy Kiermasz Ceramiczny 4.12.2021 r.

Znów nastała moja ulubiona pora roku, podczas której, niezmiennie, jak co roku cieszę się świętami jak dziecko.

Niniejszym kolejny raz zdecydowałam się na urządzenie kiermaszu w pracowni. Pierwszy, to był kiermasz Eksperymentalny, drugi był kiermaszem Zasadniczym a trzeci, to Kolejny ?…no a za rok, to już będzie chyba Tradycyjny! ?

Zadecydowałam, że w tym roku kiermasz, a zarazem obniżka wszelkich cen o 15%, lejący się strumieniami grzaniec, oraz przemysłowe ilości świeżych ciastek specjalnie dla Was, to opcja jednodniowa. Ale za to jaka! Bedzie to sobota, 4 grudnia, otwarcie pracowni nastąpi o 9.00. Wszystkie prace ceramiczne, które zostały ulepione tutaj w paluszkach, znajdą swoje honorowe miejsce. Można będzie je obejrzeć w zacnym gronie pasujących do siebie krewniaków, co mocno ułatwi Wam trudne decyzje, co z czym zestawić i czy to będzie pasować. Pracowniany taras otrzymał kolejne życie, bowiem tam właściwie powstało jeszcze jedno sympatyczne pomieszczenie z godną ekspozycją prac.

Ale spytacie, co my tu dziśmamy : ) Niezmiennie w rankingu używanych najczęściej ceramicznych przydasiów, na samym czele stoi kubek. Stoi i nikogo się nie boi. Nie chce być inaczej, kawa musi być. Za nim idzie miska, no bo ciastka z czegoś jeść trzeba. A dopiero za nimi cała reszta. Są tutaj niezwyczajne kominki zapachowe, jak i do nich woski sojowe o cudnych zapachach. Klimacik musi być! Podgrzać na wysokim poziomie można sobie również dzbanek z herbatą, lub ulubiony kubek. Uważam, że o tej porze taki podgrzewacz to absolutny must have. (Używam ich od razu po ulepieniu, jeszcze przed wypaleniem!?)

Są również filiżanki do kawki, oraz cokolwiek dziwne czarki. Fani durnych i niecodziennych rozwiązań będą mieli ucztę.  Nie rozpiszę się o tym za dużo, ale ci którzy są na bieżąco z socjalami, mogą się trochę spodziewać. Z resztą, co tu dużo gadać, no zapraszam poobcować sobie z nimi osobiście ?

Zobaczycie tu różne fazy fascynacji zdobienia ceramiki, od suchego minimalizmu w szorstkich strukturach, po błyszczące kokobaroko o szalonych barwach. No cóż, zawsze powtarzam, że się tu świetnie bawię ?

Taki dzień, to po prostu Dzień Otwarty. Przywitam Was na parkingu niezmiennie bukietami kwiatów, bo one żyją cały rok. I nie będę tego dnia zajęta swoją ulubioną pracą, a to prawdziwe święto. Będę tutaj na Was czekać. Opowiem o pracowni i warsztatach, na które możesz się do mnie wybrać. Chętnym przybliżę jak powstają prace, które można będzie tu zobaczyć i oczywiście nabyć. Pokażę Wam fajny, ciekawy świat, w którym tworzę i realizuję swoje twórcze pasje i mam nadzieję, że rozbudzę w Was nie tylko ciekawość ale i chęć do działania.

A wszystko co zakupicie wraz z sympatycznym tego dnia rabatem, zapakuję Wam jak zwykle gratis. Będzie ozdobnie, lub w ekologiczną torbę. I wszyscy będą zadowoleni!

Zapraszam bardzo, bardzo serdecznie!

 

Jesienne w głowie porządki

   Od wczesnych lat dziecinnych doświadczyłam wielu chwil spędzonych w samotności. Nie, żeby mi było źle, tak jakoś wyszło, a wyszło na tyle dobrze, ze najlepiej pracuje mi się samej. Dlatego pracownia na chwilę obecną to ewidentne AG, więc myślę, działam, tworzę ja. Skutkuje to tym, że rozwarstwiam się na różne role, przekomarzając się sama ze sobą na co mamy dziś ochotę, co i jak będziemy lepić, tworzyć, kleić..

   W rezultacie raz kiedyś wybieram się sama ze sobą na urlop, żeby odparować głowę od hałasu pracowni. Urlopy moje charakteryzują się wyjazdem przeważnie ostatnio nad morze, bo tutaj nie ma nic. No bo w listopadzie.

   Morze jesienią, czy wczesną wiosną to tylko i wyłącznie przecież morze. To masa wody, która i tak na przekór moim oczekiwaniom, bo nie wymagam od niej NIC, codziennie się fantastycznie i tak zmienia. Nie uświadczysz tu wtedy za dużo zachodów słońca, czy innych ciekawostek dla oka. Są chmury, czasami siąpi jakaś berbelucha z nieba i ostro zacina wiaterek. Nie ma też i ludzi, a to wartość dodana. Ale morze codziennie jest całkiem inne. Genialne miejsce..

I tak właśnie, ubrana niczym kosmonauta, gapiąc się w horyzont, czyszczę sobie głowę, chłonąc wiatr i zbawienne porcje jodu. Czasami udaje mi się zaczerpnąć namiastkę nirwany podczas nieplanowanej medytacji, wsłuchując się w moje ciało, stwierdzam z ulgą, ze jeszcze cały czas oddycham. Fajne to.

Zatrzymanie chwili jest zbawienne, gdy w duszy gra nieustannie pęd do tworzenia. Jest we mnie jakiś szalony twórca rzeczy niepowtarzalnych, któremu na szczęście zrobiłam miejsce na jego szaleństwo, w postaci mojej pracowni. No bo gdyby nie mógł on tworzyć, to mnie by bolało..

A, że twórca ten mój, nie znosi nicnierobienia, ani fabrycznej ceramiki, zabrałam mu kilka kubków z pracowni, żeby nie umarł z nudów na tym dziwnym cokolwiek, kilkudniowym wypadzie.

Dziś więc, rezygnując z medytacji, żeby nie było, poszliśmy z twórcą i jego nowymi kubkami na spacer po plaży. Kubeczki wyczuwając obiektyw aparatu, rozbiegły się po plaży uśmiechając się zalotnie. Bawiły się przednio a była ich spora gromadka, no bo cała moja torba. Spędziliśmy tam kawał czasu i dzięki temu wszyscy byli zadowoleni.

Po kolejnym więc wyjeździe z cyklu #kubekija, pozostał sympatyczny ślad, a ja czując, że odpoczęłam, mogę wracać spokojnie do domu i pracowni. Niniejszym powoli zakasuję rękawy, zapraszając Was już teraz na kolejny kiermasz w pracowni.

Termin 4 grudnia br, sobota.

Więcej? ..niebawem w kolejnym poście, oraz w aktualnościach na fb i instagramie.

A ja tymczasem wracam do siebie. Wracam bo lubię : )

 

W poszukiwaniu ideału

Zachwyt nad twórczością własną to coś co się czasem artyście przydarza mniej lub bardziej. Fajne to, bo świadczy o tym, że pasja kwitnie, robota wre, flow trzyma a rezultat jest nawet nawet.

Moja zabawa z ceramiką to jak na razie radosna zabawa w poszukiwanie formy doskonałej, takiej, na której wizerunku zbuduję stabilną i czytelną swą markę.  Poszukiwania te oscylują już w każdej dziedzinie. Bo nie chodzi już tylko o kubek moi mili. Szukam miski, talerza, mydelniczki, podgrzewacza, dzwonka, domku, doniczki, patery, kieliszka, pojemnika,.. no i kubka też, też…

Zmiana to jednak coś stałego w tej pracowni, więc i asortyment permanentnie inny i cholera nieprzewidywalny.

Jedno jest na szczęście pewne. ? To czym się tutaj handluje ma być dobre. Rzecz ma być użytkowa, stabilna, łatwa w czyszczeniu, ergonomiczna, no jedyna w swoim rodzaju i piękna. Nie ma lipy, nie ma tandety.

No więc co się tu obecnie wyprawia?

Na chwile obecną mogę poszczycić się trafionym w punkt kubkiem z czarnej gliny, którego szkliwo powaliło mnie na kolana w zeszły czwartek. I co zrobisz. Wykończenie idealne, kubek lekki i pojemny, nawet ma podobnych kolegów, czyli komplet się uzbiera, wiec wszystko gra. Do tego stopnia jest super, że zaklinowałam się przy kole na dłużej i pociągnęłam temat. Więc może to już? Może to właśnie on będzie moim produktem markowym? Takim, który zawsze znajdziecie na półce w każdej ilości.. Takim, który będzie miał i talerzyk i cukierniczuszkę i miseczki.. Takim co to na hasło ag_pracownia, to zobaczycie ten przepiękny serwis czarno złoty…

No nic. Marzenia trzeba mieć, my się nie rozklejamy, wszystko przed nami i tylko sobie życzyć, żeby zmiany nie nadeszły zbyt szybko.

A ja do roboty.

??

 

Wpis dla wpisu

Moje blogowanie zaliczyło mały zjazd z powodów kilku. A to wyjazd, a to dużo pracy, a to nie chce mi się, lub co ja napisze, ale po co, i takie tam. Ale najgorszy powód to taki, że jakiś czas temu, w końcu, wysmarowałam nawet dość długi wpis, po czym przeżyłam dziki zachwyt, że o niczym a taki fajny i …. nie zapisał się.

Nawet nie skomentuję, ani nie pokuszę się o dołożenie znaków interpunkcyjnych czy emotów. Ludzie, którzy pracują na komputerze na pewno znają to uczucie.

A że wpis był wymyślony spontanicznie i w przypływie artystycznego flow, to okazał się nie do odtworzenia. Po nim nastały jeszcze trzy próby napisania bloga i każdy z nich na końcu okazał się do bani.

Dziś z kolejnych kilku powodów nawet mi się lepić nie chce. Usiadłam więc do bloga, bo może powiedzenie „Gotowe jest lepsze od doskonałego” dziś odnajdzie tu nowy sens i faktycznie opublikuję cokolwiek. Nie wiem czy ktokolwiek to czyta, więc tym bardziej wpis nie musi zawierać w sobie żadnych mądrości. A to już buduje do działania w sumie.

No cóż, gromadząc w jedno wrażenia z minionego czasu mogę rzec że pracownia działa i ma się dobrze. Zajęcia ceramiczne są tymczasowo na urlopie, a ja na poważnie zaproszę na warsztaty od września. Pomysł, aby systematyczne spotkania prowadzić w babskich grupach okazał się trafiony w punkt. Mam obecnie chwilę czasu na uporządkowanie tematów i działań podczas zajęć, więc powstał pomysł na ciut inny tryb pracy, który niebawem na pewno zepnę w całość i jaśniej opiszę.

Moja własna robota również spoko. Oscyluję pomiędzy zleceniami, czyli wizjami klientów a własnymi, w co uzupełnić by pracowniane półki. Ostatnio włączyły mi się miski, oraz patery z liści. Niezmiennie schodzą spod młotka podgrzewacze na woski zapachowe. O nich będzie pewnie jeszcze nie raz, teraz macie pootwierane okna, nie ma co kasy wypuszczać na wiatr. Zapraszam na jesień.

Taras świeci pustką, stara dobra wizja kawiarni, to już nie. Zakupiłam namiot, jako zadaszenie i się zobaczy. Fajne miejsce na kawę, na polepienie, na posiedzenie, na pobycie sobie. Myślę, że miejsce w końcu samo powie po co mi ono.

A! I koło garncarskie. To okazuje się niezłą ofertą, którą docenia coraz więcej osób. I tu już nie przebieram, Dorośli, dzieci, mały, duży, chłop, baba.. to jest akurat dla każdego. Siedzimy sobie we dwoje i jeden robi jak się patrzy, drugi patrzy jak się robi. Czyli na początku pokazuję co i jak, a potem uczestnik sam toczy. W rezultacie mija nam godzinka i powstają 2-3 prace, które ja następnie wypalam i oddaję poszkliwione i gotowe do użytku piękniuchy. Tak więc co jakiś czas ktoś zagląda tutaj po takie o właśnie nowe doznania. Zapraszam bo warto : )

No coż, to, że dziś nie mam energii, to nie powód, aby pomniejszać istnienie pracowni, no bo ona już żyje własnym życiem i to niekoniecznie całkiem i tylko za moją sprawą. Fajnie rośnie dzięki ludziom, którzy ją odwiedzają, którzy tu ze mną pracują lub do których trafia w postaci informacji, bo wie o niej coraz to więcej osób. Fajnie. Jak tak dalej pójdzie, to przed Bożym Narodzeniem będzie taki kiermasz, że wesele góralskie to przy tym pesia.

No oby.
To w takim razie wpis nastał i może być.
To publikuję.

: )

 

 

 

Kiermasz w kwiatki

Oj, lubię te wyzwania. Są przeważnie ciut ponad moją ludzką wydolność, ale kurde no. No lubię.

?Kiermasz wiosenny. Odbył się, owszem, chociaż, fakt, przeleciała mi taka myśl, żeby przesunąć święta. Pożegnałam ją szybko uniesieniem kącika ust z jednej strony i w okrojonej wersji kiermasz nastał.

Główną atrakcją jednakowoż, miało być malowanie jaj, czyli pisanki, które bardzo lubię. Dla mnie osobiście przygotowanie świąt Wielkanocnych mogłoby się ograniczyć tylko do tego. Malujemy je woskiem i wkładamy do barwników, to tak w skrócie. A efekt łał. Ale jak to mówią, zima jak co roku zaskoczyła kierowcow, czyli wzrost zachorowań nastepuje zawsze w święta. No i zbiegowisko byłoby nielegalne. Także ten.

Pozostała sama sprzedaż, czyli przemeblowanie i wypachnienie całej pracowni, z funkcją kulturalnej ekspozycji powstałych tu prac. Zaczęło się w piątek, potrwało do niedzieli. Mimo, że za każdym razem wyglądało, jakbym siedziała w pustej pracowni, to i tak się mocno działo. Jakoś tak to jest, że odwiedzający przychodzą jeden po drugim, zawsze w odległościach czasowych, a nie wszyscy na hura. Nie rozumiem tego zjawiska, bo przecież teoretycznie jest możliwe, żeby wszyscy, kto planował odwiedzić pracownię, weszli do mnie w sobotę o 14.37. Ale tak sie nigdy nie dzieje. Przychodzą po kolei przez trzy dni. Genialne.

Przyszły same sympatyczne osoby, chyba się nawet uśmiechały, ale w tych czasach tego nie widać. Poczyniono wiele zakupów, bez konkretnej tendencji. Niektórzy ulegli tej chałdzie kwiatków, przez którą trzeba było się przedrzeć na wstępie, jesli udało sie tego chwilę wcześniej na parkingu nie rozjechać i witali mnie już z naręczem zdobyczy. Kolejni zatopili się w zadumie pt. : cholera, który kubek..? Ale jest jeszcze inny rodzaj klienta, który bardzo lubię. To rodzaj Łowcy, który szuka tego jedynego egzemplarza czegokolwiek, byle byłoby to coś ciekawego, dziwnego i nietypowego. Sięga on wtedy głęboko w półki i wyciąga stamtąd rzeczy mocno zaprzeszłe, o których nikt już dawno nie pamięta. W ten sposób znika mi z regałów dosłownie wszystko. Miłe to.

Mimo, że szał zakupów przypisany jest bliżej tych zimowych świąt, to muszę powiedzieć z mocą, że ten kiermasz był dla mnie dobrym czasem. Stosunkowo do sytuacji i innych warunków: bardzo dobrym. Pozostał uśmiech, papierowe jajka na płocie, oraz poważny plan na gwałtowne zagospodarowanie tarasu. Oj, nic jeszcze nie powiem, ani trochę, możecie mnie kołem łamać, nic a nic, słówka nie pisnę, no dobra! Dach będzie i miejsce do pracy i posiedzenia i w spokoju kupowania też! Tadaaam! ?

?I dziękuję Wam za ten weekend.? Za zakupy, za odwiedzinki, za poluby na fejsie, za zamówienia. ?Fajnie bardzo było. I cóż, no pięknych świąt wam życzę ze słuszną porcją słońca? i uśmiechu ?

 

Wiosenne radości wbrew logice

Dużo się fajnego wydarzyło ostatnio w pracowni, jeśli chodzi o progres twórczy. Powodów jest kilka. Jeden z nich to kiermasz, który miał miejsce w grudniu i spowodował praktycznie absolutne wyjałowienie prac z półek. Zatem ja, okolicznościowa bohaterka i miejscowy zwycięzca, obiecałam wszystkim wylewnie, że kolejny kiermasz spoko zaraz o tu, na wiosnę, zapraszam serdecznie. Po czym uświadomiłam sobie szybko, że mam stosunkowo kurde mało czasu, albowiem właśnie wysprzedałam jakieś półtora roku mojej pracy w towarze, a do wiosny pozostał mi w sumie to kwartał.
?
Ale pomyślałam, nic to, nic to i od tej pory nie zmarnowałam ani chwilki.

Jako, że mam coraz szerszy kontakt z klientami, bo wielu z nich odnalazło drogę do pracowni i gdyby nie maseczki, to wiedziałabym nawet, którzy odwiedzają mnie tu systematycznie. A oni niejako dyktują mi potrzeby, bo pytają o kolejne realizacje, czy może aby nie ma właśnie pojemników na sól, czy są maselniczki, a może dzbanki na wodę, doniczki-osłonki, a czy będą takie inne kwiatki, bardziej jak tamten. I to jest kolejny napęd na kreatywność użytkowania ceramiki hand made. W wyniku czego regularnie zaczęły powstawać maselniczki, dzbanki na wodę, pojemniki na sól oraz w opór kwiatków. Do tego wszystkiego króluje niezmiennie w moim serduszku kubek, ale właściwie do końca nie wiem dlaczego. Ale tak jest ?

Nie jest to łatwa forma do wykonania z gliny, a do tego wciąż walczę z uszkiem. Dość trudno zrobić dobre, wyważone, wygodne i do tego dekoracyjne uszko, ale już wiem, że jest ono potrzebne i już. Jednakże to kubek jest tym codziennym towarzyszem, jest najbardziej osobisty, dopasowany, poszukiwany każdego ranka. A dla mnie to małe dzieło, które należy wykończyć ładnie i z uczuciem, dokładnie dbając o szczegóły. Bo to jest ważne i tyle.

Ostatnio więc utoczyłam na kole kilka gigakubków, niektóre o pojemności 1 litra nawet, a potem wydarzyło się jeszcze coś innego…

Odkryłam ja, że koło garncarskie to jeszcze nie koniec realizowania tych wszystkich durnot, które mam w głowie. Uwielbiam koło, jednak przeszkadza mi w nim ta idealna doskonałość. Wychodzą z niego piękne równe przedmioty, przeważnie obłe, gładkie i wygłaskane.  Super. No i? Ano udało mi się zburzyć tą świętą symetrię, inteligentnie zadziałać,  ciekawie ponadwyrężać te równe ścianki bez (!) szkody dla nich. I wreszcie ..odsłonić nowe piękno. ? Gładkie, równie, wygłaskane, ale zupełnie nielogiczne. Dlatego fajne. Coś czuję, że na dłużej zakoleguję się z nową techniką bo w sercu, no, zaśpiewały mi chóry anielskie.?

Poniżej więc, pierwsze egzemplarze warte uwagi, po które z resztą już zapraszam do sklepu. A po nieco więcej zapraszam na kiermasz ?

26-28 marca, 2021, tu u mnie w pracowni. ? O tym właściwe też jeszcze przecież będzie : ))

 

Luty i jego bohater

Się zaczął, przyszedł nagle jak do siebie ten luty. Nie pytał, nie pukał. Ciach i jest. Jakoś wyjątkowo go nie lubię. Choinka rozebrana, pogoda taka złowroga, nic sie nie dzieje. Jakiś horror..

Ja natomiast, zamknięta w pracowni z napisem OTWARTE na drzwiach, oraz na potykaczu na chodniku, jakoś trwam. Pomimo biadolenia na porę roku, pracuję na pełnej petardzie, co mnie trzyma w pionie i osobiście dodaje słońca. Powstały między innymi nowe misy, nie za malutkie, oj nie, a także takie wynalazki jak dzbanki na wodę, podgrzewacze na woski zapachowe, pojemniki na sól, miseczki na sosiki oraz mój osobisty, genialny, dość świeży wynalazek: podgrzewacze pod kubki.

Ten ostatni zasługuje na szczególną uwagę. Wykorzystuje się go dokładnie jak podgrzewacz pod dzbanek z herbatą. Działa na świeczkę teelight. Tyle, że stawia sie na nim kubek z kawą czy czyms ciepłym co tam sobie lubicie. Świeczka wystarczy, aby napój był cały czas przyjemnie ciepły i to się fantastycznie sprawdza. Podgrzewacz tymczasem jest sam w sobie ciekawy i estetyczny, oczywiście ręcznie zdobiony i malowany, z dbałością o szczegóły. Komponowany jest z kubkiem, ale można go nabyć solo, ponieważ podgrzać można na nim również każdy inny kubek ze szkła lub ceramiki. Sam bez kubka, występuje po prostu jako świecznik. A, no i ważna wiadomosc dnia: świeczka nie brudzi kubka, czyli nie kopci. Fajnie nie?

Tak więc, to chyba bedzie Bohater Tego Miesiaca, pomimo, że cała ta reszta dzieł rąk własnych, wprost powala kolorami, wzorkami, kropeczkami, kwiateczkami i złotymi akcentami. Postanowiłam bowiem świadomie i przedwcześnie wejść z jasnym czołem w wiosnę.

A dalej? Dalej będą jeszcze giga-kubki, takie około 1 litra pojemności i coś koło tego. Powiecie: absurd. A ja na to: czemu nie?? Będą też doniczki i osłonki na doniczki, a także w planach mam formy do pieczenia chleba. Te z kolei mam w domu, używam, testuję i uważam, że to najlepsza forma w jakiej przyszło mi piec. Nigdy nie zardzewieje, nie zdrapie się powłoka, domywa się w zmywarce i jest kulturalnej objętości. Przede wszystkim bowiem jest wysoka, więc już na szczęście nie skrobię piekarnika jak mi babka czy chleb zbyt mocno poszaleje podczas pieczenia. Jest też wygodna, bo ma dwa fajne uchwyty po bokach. I jest po prostu ładna, mogę więc w niej bezpośrednio na stole serwować wszelkie wypieki. Duma.

To wszystko, w otoczeniu ceramicznych kwiatow oczywiście, które pięknie powracają już do łask, będzie gotowe na 26 marca 2021, na godzinę 12.00. To moment kiedy rozpocznie się kolejny już kiermasz w pracowni, tym razem wiosenny. Potrwa on 3 dni, od piątku do niedzieli. Bedzie taniej i bedzie.. malowanie pisanek! Ho ho! No ale o tym już w kolejnym wpisie?

Czuwaj ?

 

Styczeń

Ciekawy czas ten styczeń. W pracowni panuje jakaś nieuzasadniona dyscyplina, zupełnie nietypowa dla tej właśnie szerokosci geograficznej. Może sprawiły to dni wielkich, głębokich porządków, które zaserwowałam sobie zaraz po świętach, ale to tak głębokich, że strach blady brał.. Uporządkowane i wymieszane zostały wszystkie szkliwa, wykonane świeżutkie próbki, (duma!), bylo i trwa nadal odświeżanie gliny, nastąpił rekonesans co ile jest i czego, a nawet były jakieś odważne wymiatanki zaregałowe zaprzeszłe. No duuma. Oczywiście jest nadal co robić w temacie, ale i tak powiało niezłą świeżością i praca teraz wre jak złoto.

Wspomnieć tu muszę, że poddałam mój piec do wypalania ceramiki, mój poważny, najważniejszy sprzęt w pracowni, gruntownemu remontowi, z wymianą wszystkiego co już było potrzebowalo. Ta operacja sprawiła, że praktycznie mam nowy piec, mocniejszy nawet i pewniejszy. Zaczęłam z tej radości już prawie do niego gadać. Zafundowałam mu też od razu nowe, lepsze miejsce, przesuwajac go do innego pomieszczenia, które działało raczej do tej pory jako magazyn. Teraz to już poważna piecownia, gdzie uwaga(!), stanie niedługo drugi piec!! Pochwalę się, że ten notabene został już zakupiony. Tadaam!

Tak więc pierwszy roboczy dzień w tym roku zaczęłam, już od bladego świtu, mocno pracowicie. Koniecznie musiało się to odbyć na kole, bo ono w wyniku przewalanek ciężkiego sprzętu, również zyskało nowe atelie, tylko do tego celu. Taka praca, w takim komforcie, musiała od razu mocno odwdzięczyć się dobrą energią, bo niedlugi potem załączyłam cały piec, wypchany wielkimi nowymi miskami, cudacznymi podgrzewaczami do kubków, dzbanków i olejków, jakimiś wynalazkami do kawy i w ogóle Bóg wie czym. Teraz czeka mnie szkliwienie tego wszystkiego i kolejny wypał, ale przed tą zabawą jeszcze daje sobie czas na lepienie, bo szkoda tego dzikiego flow, które mnie wciąż roznosi..

Reasumując, z jasnym czołem weszłam w Nowy Rok i poplanowalam już sobie jego pierwszą połowę. Uknułam przy tym kolejny kiermasz na tydzień przed Wielkanocą, gdzie z całych sił chcę przywitać wiosnę. Obiecuję, że będzie mocno kwieciście, kolorowo i radośnie.

I to wszystko mocno napędza mnie do działania, bo styczeń sam w sobie, no cóż, wespół z lutym sprawiają, że mocno marudzę. Ale nie ma co. Korzystam z tego poświątecznego spokoju, cieszą mnie wciąż lampki i skutecznie ciepła herbatka. I niech sobie tak trwa.

Dobrego zdrowego roku!