Styczeń

Ciekawy czas ten styczeń. W pracowni panuje jakaś nieuzasadniona dyscyplina, zupełnie nietypowa dla tej właśnie szerokosci geograficznej. Może sprawiły to dni wielkich, głębokich porządków, które zaserwowałam sobie zaraz po świętach, ale to tak głębokich, że strach blady brał.. Uporządkowane i wymieszane zostały wszystkie szkliwa, wykonane świeżutkie próbki, (duma!), bylo i trwa nadal odświeżanie gliny, nastąpił rekonesans co ile jest i czego, a nawet były jakieś odważne wymiatanki zaregałowe zaprzeszłe. No duuma. Oczywiście jest nadal co robić w temacie, ale i tak powiało niezłą świeżością i praca teraz wre jak złoto.

Wspomnieć tu muszę, że poddałam mój piec do wypalania ceramiki, mój poważny, najważniejszy sprzęt w pracowni, gruntownemu remontowi, z wymianą wszystkiego co już było potrzebowalo. Ta operacja sprawiła, że praktycznie mam nowy piec, mocniejszy nawet i pewniejszy. Zaczęłam z tej radości już prawie do niego gadać. Zafundowałam mu też od razu nowe, lepsze miejsce, przesuwajac go do innego pomieszczenia, które działało raczej do tej pory jako magazyn. Teraz to już poważna piecownia, gdzie uwaga(!), stanie niedługo drugi piec!! Pochwalę się, że ten notabene został już zakupiony. Tadaam!

Tak więc pierwszy roboczy dzień w tym roku zaczęłam, już od bladego świtu, mocno pracowicie. Koniecznie musiało się to odbyć na kole, bo ono w wyniku przewalanek ciężkiego sprzętu, również zyskało nowe atelie, tylko do tego celu. Taka praca, w takim komforcie, musiała od razu mocno odwdzięczyć się dobrą energią, bo niedlugi potem załączyłam cały piec, wypchany wielkimi nowymi miskami, cudacznymi podgrzewaczami do kubków, dzbanków i olejków, jakimiś wynalazkami do kawy i w ogóle Bóg wie czym. Teraz czeka mnie szkliwienie tego wszystkiego i kolejny wypał, ale przed tą zabawą jeszcze daje sobie czas na lepienie, bo szkoda tego dzikiego flow, które mnie wciąż roznosi..

Reasumując, z jasnym czołem weszłam w Nowy Rok i poplanowalam już sobie jego pierwszą połowę. Uknułam przy tym kolejny kiermasz na tydzień przed Wielkanocą, gdzie z całych sił chcę przywitać wiosnę. Obiecuję, że będzie mocno kwieciście, kolorowo i radośnie.

I to wszystko mocno napędza mnie do działania, bo styczeń sam w sobie, no cóż, wespół z lutym sprawiają, że mocno marudzę. Ale nie ma co. Korzystam z tego poświątecznego spokoju, cieszą mnie wciąż lampki i skutecznie ciepła herbatka. I niech sobie tak trwa.

Dobrego zdrowego roku!