Moje blogowanie zaliczyło mały zjazd z powodów kilku. A to wyjazd, a to dużo pracy, a to nie chce mi się, lub co ja napisze, ale po co, i takie tam. Ale najgorszy powód to taki, że jakiś czas temu, w końcu, wysmarowałam nawet dość długi wpis, po czym przeżyłam dziki zachwyt, że o niczym a taki fajny i …. nie zapisał się.
Nawet nie skomentuję, ani nie pokuszę się o dołożenie znaków interpunkcyjnych czy emotów. Ludzie, którzy pracują na komputerze na pewno znają to uczucie.
A że wpis był wymyślony spontanicznie i w przypływie artystycznego flow, to okazał się nie do odtworzenia. Po nim nastały jeszcze trzy próby napisania bloga i każdy z nich na końcu okazał się do bani.
Dziś z kolejnych kilku powodów nawet mi się lepić nie chce. Usiadłam więc do bloga, bo może powiedzenie „Gotowe jest lepsze od doskonałego” dziś odnajdzie tu nowy sens i faktycznie opublikuję cokolwiek. Nie wiem czy ktokolwiek to czyta, więc tym bardziej wpis nie musi zawierać w sobie żadnych mądrości. A to już buduje do działania w sumie.
No cóż, gromadząc w jedno wrażenia z minionego czasu mogę rzec że pracownia działa i ma się dobrze. Zajęcia ceramiczne są tymczasowo na urlopie, a ja na poważnie zaproszę na warsztaty od września. Pomysł, aby systematyczne spotkania prowadzić w babskich grupach okazał się trafiony w punkt. Mam obecnie chwilę czasu na uporządkowanie tematów i działań podczas zajęć, więc powstał pomysł na ciut inny tryb pracy, który niebawem na pewno zepnę w całość i jaśniej opiszę.
Moja własna robota również spoko. Oscyluję pomiędzy zleceniami, czyli wizjami klientów a własnymi, w co uzupełnić by pracowniane półki. Ostatnio włączyły mi się miski, oraz patery z liści. Niezmiennie schodzą spod młotka podgrzewacze na woski zapachowe. O nich będzie pewnie jeszcze nie raz, teraz macie pootwierane okna, nie ma co kasy wypuszczać na wiatr. Zapraszam na jesień.
Taras świeci pustką, stara dobra wizja kawiarni, to już nie. Zakupiłam namiot, jako zadaszenie i się zobaczy. Fajne miejsce na kawę, na polepienie, na posiedzenie, na pobycie sobie. Myślę, że miejsce w końcu samo powie po co mi ono.
A! I koło garncarskie. To okazuje się niezłą ofertą, którą docenia coraz więcej osób. I tu już nie przebieram, Dorośli, dzieci, mały, duży, chłop, baba.. to jest akurat dla każdego. Siedzimy sobie we dwoje i jeden robi jak się patrzy, drugi patrzy jak się robi. Czyli na początku pokazuję co i jak, a potem uczestnik sam toczy. W rezultacie mija nam godzinka i powstają 2-3 prace, które ja następnie wypalam i oddaję poszkliwione i gotowe do użytku piękniuchy. Tak więc co jakiś czas ktoś zagląda tutaj po takie o właśnie nowe doznania. Zapraszam bo warto : )
No coż, to, że dziś nie mam energii, to nie powód, aby pomniejszać istnienie pracowni, no bo ona już żyje własnym życiem i to niekoniecznie całkiem i tylko za moją sprawą. Fajnie rośnie dzięki ludziom, którzy ją odwiedzają, którzy tu ze mną pracują lub do których trafia w postaci informacji, bo wie o niej coraz to więcej osób. Fajnie. Jak tak dalej pójdzie, to przed Bożym Narodzeniem będzie taki kiermasz, że wesele góralskie to przy tym pesia.
No oby.
To w takim razie wpis nastał i może być.
To publikuję.
: )