Roczne Archiwa: R

11 postów

Grudzień w pracowni

Kiermasz kiermasz i po kiermaszu.

Lubię ten czas bardzo. Kiermasz mikołajkowy w pracowni stawia mnie zawsze na baczność, bo wskazuje w jakim punkcie czasowym się właśnie nagle znajduję. Bo znacie to, wakacje, a tu jesień, piątek, po piątku wtorek i nagle 1 listopada. I ten właśnie moment w tym roku uświadomił mi, kurdas, toż to za miesiąc kiermasz! To ja się może przygotuję!!!

To był pracowity listopad, mówiąc kulturalnie. W rzeczywistości zarwałam kilka nocek, a z pracowni raczej nie wychodziłam. Wykonałam kawał roboty organizacyjnej i twórczej, uzupełniając półki w pracowni i obmyślając wszelkie strategiczne ruchy w tym czasie.

No a Kiermasz udał się niesamowicie wspaniale. W pracowni nie było jeszcze tylu ludzi na raz. Bardzo, bardzo mnie to ucieszyło. To niesamowite wiedzieć, że to co się robi ma sens, że kogoś cieszy i interesuje. Bardzo wszystkim Wam kochani dziękuję, za to że byliście, że przyjechaliście, że kupiliście. Bardzo. Wielki przytulas ❤️

Tymczasem jeszcze wyskoczyłam na jarmark świąteczny do Ochli, gdzie również miło Was było spotkać. W dole podklejam fotki stoiska z tego wyjazdu. Zasmakowałam w wyjazdach ponownie, myślę, że wrócę do tego chętnie w przyszłym roku. Przynajmniej tu w koło komina. Ale to sobie teraz tak głośno myślę jeszcze nic nie obiecując : ) Lubię robić podsumowania roku, więc na pewno jeszcze zmaluję na blogu jakiś esej o roku 2023 : ))

Myślę sobie, że mimo, że jestem w pracowni dla Was jeszcze do samego piątku, bo warto tu jeszcze zajrzeć jeśli coś potrzebujecie z prezentów,

to już dziś tutaj przesyłam Wam na święta buziaków moc i życzę wszystkim wspaniałego czasu i super Nowego Roku 😘🌲

 

Kiermasz w pracowni: 1-2 grudnia 2023

Kiermasz kiermasz. To słowo w pracowni pojawia się od wczesnej wiosny, często nie omieszkam uświadomić moich gości o tym wydarzeniu w terminach zupełnie od czapy. No bo co z taką informacją może zrobić ktoś, kto przejeżdżał był, wstąpił i zakupił serduszko za 6 zł, w kwietniu..? Ale wydarzenie to ważne, więc powracam do niego cały rok.

No bo kiermasz to jest mikołajkowy! A czemuż mikołajkowy? Ano odbywa się moi drodzy co roku w weekend przed 6 grudnia. Tak, żeby podpowiedzieć wam, że jak szukacie czegoś na prezent dla kogoś, kto ma już wszystko, to jeśli nie trafił do mojej pracowni, to NA PEWNO nie ma takiego świetnego kubka!! Tadam!

A kubki są mega świetne. Nie dość, że nie typowe to super-chruper-użytkowe 👊

Wiem, bo mówię 😁

A tak poważnie, to już tłumaczę. Diabeł tkwi w wypale ceramiki. Jeśli pracę wypalimy w tzw „niskiej” temperaturze, czyli ok 1040 stopni, to będziemy mieć kubek, który nasiąka wilgocią. Będzie w najlepszym wypadku pleśniał od spodu po jakimś czasie. I będzie się kruszył po troszeczkę w zmywarce, będzie delikatnie z czasem od tego matowiał. Będzie się po prostu niszczył. I nie będzie można z czasem pozbyć się osadu z jego środka. A spękania na powierzchni kubka będzie widać coraz bardziej…

Natomiast wypał w temperaturze ponad 1200 stopni, który w pracowni namiętnie preferuję, nosi miano wypału w „wysokiej”. Wtedy ścianki kubka spiekają się niczym szkło, a nasiąkliwość jego wynosi ok 2-3 %, czyli to naprawdę jest OK . Taki kubek wygląda dłuuugo jak nowy. Domywa się dokładnie, nic nie zmienia się nie matowieje. Jest połysk i czystość, czyli to o co nam chodzi. Pozostaje im jeszcze cecha ręcznego wykonania i mamy kombo prezent osobisty, najlepszy, taki naprawdę super.

Cóż jeszcze będzie na kiermaszu w takim razie, wracając z tej odysei o jakości i zaje..ści tychże kubków, do brzegu.

Na kiermaszu będzie trochę tańszych upominków w formie breloków. Już kiedyś były i jakoś tak szybko wyszły, a nie doczekały się jeszcze wznowienia pomysłu, do teraz.

Będą akcenty świąteczne, czyli coś na teelight i miseczki w kształcie gwiazdek. I będzie coś fajnego, absolutnie nowego, dekoracyjno-praktycznego. Ale jeszcze nie pooowiem😁. Niespodziewajka taka, będzie na kiermaszu.

No i będą też domki na świeczkę. Są trudniejsze do wykonania, są pracochłonne i ambitne. Już są. Zaistniały, choć nie całkiem są skończone. Więc na kiermaszu na pewno będą.

Poza tym będą słodziaki-serducha, pierdułki-domeczki i serduszkowe obrazeczki.

No i co, grzaniec będzie! I w formie alkoholu i w formie fajnej herbatki. I ciastka pieczone też będą, hej👊 świątecznie pachnące.

I to wszystko w piątek, 1 grudnia, od 10.00 rano do samej 19.00, jak i w sobotę, 2 grudnia identycznie.

Ale, zapytacie, czy to się opłaca? Nie jestem taka pewna, wiem jednak, że na pewno WARTO! Tym bardziej że będzie w tym czasie 15% taniej na wszystkie zakupy w pracowni 👍 A 15% to jest dużo 😁

A jak trafić? Najlepiej iść w stronę światła 🤣, bo tego jest przed pracownią coraz więcej.

Zielona Góra, Jędrzychowska 54, przed pracownią jest fajny parking, na który wjeżdżajcie śmiało.

Czekam na Was niecierpliwie 😁

 

 

Moje własne Babie Lato

Krótko będzie i niejasno.
Schyłek lata już widać i dobrze. Niech przyjdzie słotna jesień, żeby się o pierdołach nie myślało. Ileż można mieć wolne od pracy..? 🤣 Z chęcią z wakacji wróciłam i nie ruszam się na razie stąd. W głowie pulsują jakieś subtelne plany na zmiany. Lubię zmiany.
W planach kolorowe kubki i… domki. Jakoś tak powróciły. Zamierzam trochę pobazować na tym, co już sobie kiedyś wypracowałam, a to dobry moment.
Bzdury i chaos niech sobie idą na księżyc. Albo dalej. Biegiem mi stąd i nigdy nie wracać. Teraz będzie już prosto, bo intuicyjnie. Raz a porządnie. Jeńców nie biorę.

Witam się z kolorami, roślinami, z sobą. Tutaj mi dobrze. W planie nawet mandala, ale najpierw to muszę rozpracować. Otwieram się na nowe.
Dzień dobry 🌷

 

Urlop

Lubię swoją pracę, pracownię i to wszystko co się z gliną łączy. Najbardziej lubię lepić a potem wyciągać gotowe rzeczy z pieca. I lubię to, że nadal moja praca napędza mnie i nakręca, a potem z jednego pomysłu pojawia się siedem kolejnych.

Od czasu do czasu należy ponoć jednak odpocząć, więc w okolicach wakacji często robimy sobie urlop. Zrobiłam i ja i to nawet długo bo prawie 2 tygodnie. Nie wiedziałam jak ja wytrzymam tyle z czystymi rękami, ale po tygodniu w sumie zaczęło mi się nawet podobać.

Wyjazd był bardzo udany, wypoczynek świetny i generalnie zdecydowanie dobry był to czas. I wróciłam do domu, no i do pracowni. To, co mnie zaskoczyło, to przerwany łańcuch tego flow, które składało się na mnożące się pomysły i jakiś taki poukładany plan działania. Wróciłam, a w głowie pustka! Nic! Null! Ja pierdzielę, pomyślałam, co ja mam robić w ogóle?

Nie bardzo pomogło posprzatanie kanciapy z kołem, wyczyszczenie półki z gipsowymi formami (brrr) ni pokonanie kąta z wiaderkami napoczętych szkliw (kurz:10/10). Dalej pustka. Żaden kubek mnie nie naszedł, nic. Wymyśliłam na drugi dzień, że usiądę sobie przy stole i będę robić małe rzeczy. Coś sobie jak to mówią, podłubię. Zrobiłam: breloki do kluczy.. pomysł od czapy, ale zawsze coś.

Niniejszym nastał kolejny dzień, dzień trzeci i stanęły dziś na stole piękne duże gliniane.. domy. Logiki tu jak na lekarstwo, ale jeśli doszukiwać się jej w czystej głowie, przewietrzonej setkami przebytych kilometrów, to coś już mamy. No bo skąd te domy i po co w ogóle. Miałam już ich nie robić.. 😉

Więc, czy opłaca się wziąć wyjechać, zostawić firemkę na kilkudniowe uwstecznienie i zapomnienie, a samemu zatopić się w błogim i permanentnym nicnierobieniu..? Oczywiście, że nie, wiadomo przecież.

…no ale warto ❤️😁

Czym dziś zajmuje się pracownia

W zasadzie wyłoniło mi się pytanie, czym właściwie zajmuje się obecnie pracownia. Odpowiem więc chętnie, długo i zawile. Tak jak lubię.

Po pierwsze najpierwsze, pracownię prowadzę sama. Sama tworzę, wymyślam, sprzątam i prowadzę warsztaty. Tworzę przede wszystkim tutaj, osobiście wymyśloną, wyjątkową, użytkową i doskonałą ceramikę, która chwyta za serce, nie puszcza i uzależnia. Moją ceramikę się używa i się cieszy z niej na co dzień i od wielkiego dzwonu też. Pracuję tworząc, a gdy jedynie powielam, to wtedy tworzę nowe jakości. W zasadzie tworzę non stop, no bo to mnie relaksuje. Taka tykająca bomba to w zasadzie jest. Gdy co jakiś czas wywala, to w formie nowego odkrycia. Pojawia się nowa lepsza technika, lub patent. Na dzień dzisiejszy więc kubki są już całkiem, strasznie piękne i do użytku codziennego fantastyczne. Wiem bo mówię. 👊 A, nie powiedziałam. Kubki robić lubię.

Co ważne, to fakt, że sprzedaję tylko gotowe prace. W różnorodności swej bogate są i ciekawe, więc wybór jest niesamowity. (Nadal rozmawiamy o kubkach.) Oczywiście zawsze znajdzie się potrzeba na coś trochę innego, ale nigdy nie mogę obiecać, że zrobię to na pewno. Pracuję całymi partiami, staram się dobry pomysł podawać w kilku egzemplarzach, aby był dostęp do niego dla wielu osób. Tak jest łatwiej, ładniej i ekonomiczniej. Wykonanie jednej sztuki, takiej od czapy, która nie jest moim pomysłem na chwilę obecną, to wydatek sporej ilości mojej energii i czasu, a jeśli jeszcze nie przetrwa on któregoś z wypałów to już w ogóle rozpacz. Dlatego niestety nie wykonuję pojedynczych zamówień. Orientacyjne ilości od których zaczynam rozmawiać o wykonaniu, to dopiero 50 sztuk.

Po drugie, no dość sporadycznie, jednak prowadzę warsztaty. Dla mnie to korzyść taka, że co jakiś czas wejdzie tu żywy człowiek, a ja wchodzę wtedy z nim w interakcję. Dla człowieka korzyść taka, że wprowadzam go w swój świat i przekazuję mu gro patentów, którymi dzielę się chętnie. Ideą przewodnią warsztatów jest pewnik, że każdemu rzecz wyjdzie i będzie udana i wyjątkowa, oraz tak samo praktyczna jak moje. Wiem, bo umiem i pomogę, oraz wypalę rzetelnie. Dla wnikliwych i tych co chcą, istnieje również zapewnienie, że się tu wiele nauczą.

Warsztaty dla osób nowych w temacie, odbywają się w soboty o godz. 11.30 i trwają 2 godziny. Aby termin zarezerwować, fajnie jest skomunikować się ze mną w jakikolwiek sposób. Zadziała.

No i informacja nietajna to taka, że warsztaty są dedykowane tylko osobom dorosłym.

I to są dwie funkcje pracowni.

Otwarta dla Was i autentycznie dostępna, jest codziennie, od poniedziałku do piątku, w godzinach 10-17.

I teraz sprawa wakacji i dni wolnych od pracy.

Lipiec jest miesiącem wolnym od warsztatów. W tym czasie nie ma żadnych zajęć, spotkań ni lekcji. Jeśli jest otwarte, zapraszam. Galeria hula i ma się bardzo dobrze i praca w pracowni wre. Sprzedaję ceramikę nadal bardzo chętnie.

Na warsztaty zapraszam od sierpnia, w soboty. I teraz, jeśli kochana masz bon upominkowy, który otrzymałaś na gwiazdkę, zapraszam cię serdecznie do końca roku od daty zakupu bonu. Wiem, że jeszcze istnieją bony nie wykorzystane, szkoda byłoby tego nie spróbować. Rezerwuj szybko termin, bo dni nam uciekają. Zapraszam cię gorąco.

Z udogodnień, jakimi dysponuję, to przed pracownią istnieje wygodny parking, więc nie ma trudności z postawieniem auta.

Posiadam też możliwość płatności kartą, blikiem, przelewem i pieniądzem papierowym oraz bilonem. (!)

Cóż jeszcze. Zakupy można robić fizycznie w pracowni, oraz przez sklep internetowy https://pracownia-ceramiczna.com/sklep/

Media w których można mnie wytropić to Instagram (ag_pracownia), Facebook (AG Pracownia Ceramiczna), Tik tok (pracownia_ag) a ostatnio nieśmiało również YouTube (Pracownia Ceramiczna AG). Nazwy użytkownika są umiarkowanie konsekwentne, wybaczcie, edycja i zmiana nazwy w celu jej ujednolicenia, wyraźnie przekracza moje kompetencje..

Fizycznie, istnieję w pracowni, w Polsce, w Zielonej Górze przy ul. Jędrzychowskiej 54.

No. To się przedstawiłam.

To mówiłam ja. Agata 😘

Leśne Trawy w maju

Maj to cudowny miesiąc, między innymi dlatego, że zielone jeszcze jest zielone a z nieba nie walą na głowę tropikalne klimaty. Jest pięknie i teraz kilka razy w tygodniu zapuszczam się na rowerze tam gdzie najbardziej zielono. Co chwilę staję i kradnę liścia, no bo nie przepuszczę przecież tych fajnych dużych okazów na zmarnowanie : ). Wracam do pracowni z bagażnikiem zielonych placków i już wiem co mam dziś robić. Tak było i dziś.
Moje eko/vege podejście do rzeczywistości owocuje jakąś większą wrażliwością na otoczenie i wszelakie życie. Nawet pająków jakoś mniej się boję, a bywają obok mnie takie wielkie okazy, że bardziej wypadało by im nadać jakieś imiona.. Koty karmię zdrowiej, sama uważnie gapię się w jedzenia skład, żeby nie zaplątało się w nim żadne żyjątko, a promienie słońca chłonę jak zbawienne lekarstwo. Odpowiada mi to i świetnie się przy tym bawię. Nawet piekę coraz lepsze ciasta! Tadam! : ))
Pracowniane kubki nabierają kształtu i charakteru jednolitego i spójnego z całością. Taki był cel, plan i spisek, żeby pracownia mogła działać spójnie i zgodnie z przekonaniami. Dlatego pomysł na liściaste talerze pod kubki z Leśnymi Trawami. Dochodzą też ceramiczne pieńki, jako podkładki pod kubki, które zaraz wrzucę w sklep. Zaraz to znaczy w przyszłym tygodniu zapewne, no bo jeszcze partyjka czeka na wypał.
Zrealizowałam też niecny plan na skomponowanie własnych kolorów angob, czyli różnych mieszanek barwnych na tła do poszczególnych kolekcji Leśnych Traw. Również czekają na wypał, ale do celu świadomego projektowania całej tej ceramiki coraz bliżej.
A! I opracowałam smakowite przywieszki, metki, na których informuję, że naczynię owo, które trzymasz kliencie w ręku, to produkt użytkowy, do żywności, do zmywary i do mikrofali. Żeby nie było : ))
No i tak to się bawimy po krótce wtrancając, na tej wsi. Życzę miłego dnia, tygodnia, oraz końcówki maja : ) Idę lepić liściaste talerze : )

#govegan

Wkrada mi się zieleń w moją codzienność wszelkimi oknami. Idzie wiosna, w sercu maj, ale mam tu coś nieceramicznego do powiedzenia.. Postanowiłam, że to ważne, dlatego dzisiejszy wpis to taki życiowy będzie. I smutny i poważny, bo czuję coraz bardziej i widzę więcej.

Ostatnio wpadła mi w ręce książka. Nic takiego szczególnego, ot kolejna książka kucharska, ktoś powie. To „Wegańskie Przepisy”, którą napisała @BeataPawlikowska. Osobiście lubię eksperymenty w kuchni, uwielbiam zielone kombinacje i wszelkie ziarna, więc zamówiłam pozycję, która, miałam nadzieję, objawi, że można obejść się bez moich ukochanych jajek i sera. Mięso jadłam doraźnie, gdy przyszła ochota. Po co bez tego się obchodzić, zapytacie. Przecież śniadaniowa jajecznica na bekonie, to pycha klasyka, czyż nie? Ale jak mówiłam lubię eksperymenty i lubię takie jedzenie, więc byłam ciekawa.

W książce znalazłam świetne i proste przepisy. Chleb absolutnie wymiata. Pasty do chleba, śniadania, obiady, jest wszystko co potrzebne do życia. Odpowiada mi to bardzo i jest super. Ale było tam coś jeszcze..

Zakup tej książki postawił mnie przed wyborem: czerwona czy niebieska. Dla mnie wybór był oczywisty, choć to sprawiło, że życie już nie będzie takie samo.

Bo niby jest to książka kucharska, jednak jest i małe nieco do poczytania. I, żeby nie było, nie ma tam rozdzierających scen z życia więzionych i zabijanych zwierząt, nie. Tam jest tylko dyskretne pytanie: człowieku, gdzie jesteś? Nienachalna porcja świadomości, między wierszami, o produkcji mięsa. Sam zwrot Produkcja Mięsa powinno już nam dać do myślenia.. kolejna świadomość, chyba najważniejsza: zwierzęta CZUJĄ.. Ja, z racji, żem WWO (wysoko wrażliwa osoba), to mogę powiedzieć, że odczuwanie (!) może boleć. A odczuwanie istnienia, które wie, że idzie na śmierć? A ktoś, kto żyje w niewoli, bo tam się urodził i nigdy nie pozna świata zewnętrznego? Przecież każde zwierzę ma w naturze życie na wolności.. czy wyobraziliście sobie ten stres, który towarzyszy mu od początku do końca takiego życia? Bulwersuje nas termin obozy koncentracyjne, a TO właśnie fundujemy zwierzętom, również tym co znoszą jajka, tym co dają mleko, tym, które mają piękną skórę i wreszcie tym, których mięso lubimy zjadać…

Przeczytajcie zielone strony z książki Wegańskie przepisy. I teraz powiem wam najlepsze. Tego co napisałam tam nie znajdziecie. Ale to właśnie tam odkryłam… Poszło. Czerwona pigułka połknięta.

.. i tak jak Neo, urodziłam się na nowo. Boli ta świadomość, bardzo boli. Bolą oczy, bolą uszy, bo coraz więcej widzę tego cierpienia i słyszę krzyk. Boli też strach przed lawiną pytań i argumentów Zwierzożerców Walczących, na które nie znam odpowiedzi. Ale i tak, z tej strony jest dobrze. Z tej strony jest cisza, zapach traw i zbawienne działanie słońca.. I ogromna dawka empatii. Moje miejsce.

Postanowiłam to więc powiedzieć i mówię otwarcie: Uważam, że nie mamy żadnego prawa zabijać i maltretować zwierząt. Żadnego.

NIE ZGADZAM SIĘ.

Bo, przepraszam, w imię czego? W imię dobrego smaku???

Leśne Trawy

Przycupnęłam sobie medialnie w ciemnej dziurze i zostałabym tu pewnie na długo, gdyby nie potrzeba wyważenia interesów. Z jednej strony prośba wypuszczona w kosmos o święty spokój, aby skupić się na rzeczach istotnych, a więc na nowym pomyśle/projekcie, a z drugiej strony mrowiąca potrzeba wypaplania światu co ja tu fajnego wymyśliłam!! No jestem na tym niefortunnym rozdrożu, a że cierpliwość i rozwaga to cechy dorosłego, to zachowuję się rozsądnie, a przynajmniej próbuję udawać.
Podglądając w sieci inspirujące mnie działania innych, nie tylko z zakresu ceramiki, ale i wyczynów ponadprzeciętnych różnej maści, wkurz mnie bierze z czystej, żywej, ludzkiej zazdrości, że u nich ta trawa jakaś taka bardziej zielona. Biorąc więc sprawy w swoje ręce i uchylając rąbka tego co się tu wyprawia zapowiadam, że moja trawa będzie zielona najbardziej. A te zielenie, to będą wyszukane, pięknie dobrane i takie, że sama jeszcze nie wiem jakie piękne. No bo jestem aktualnie w fazie poważnych projektów, prób i opracowań. Tym razem idzie na grubo. Taka wiosna w kaloszach, z grabiami w masywnej pięści i wzrokiem gladiatora. Taka co to nie żartuje. Już u bram.
Hej.👊

Luty i Wdzięczność

Wpadł mi tu nagle mój nieulubiony luty i kotłuje mi się w głowie, żeby coś napisać.

Napisać czasem lubię, gorzej, że nie bardzo mam jakieś rewelacje, więc będzie dziś o niczym. Mniej odpornym na nudę podziękujemy na tym etapie.
Styczeń spędziłam na odpoczywajkach. Zajechałam się na jesień okrutnie, więc oddałam sobie zaległy czas celebracji i powzięłam rzetelne próby nicnierobienia. Nicnierobienie w moim przypadku to robienie czegoś innego niż praca, bo w twórczej głowie odpoczywa się najfajniej obmyślając Nowe. Odwiedziłam więc mój ukochany zimowy Bałtyk, czyli „pojechałam na księżyc”. (Mam wrażenie, że na księżycu mimo wszystko dzieje się więcej niż na plaży w styczniu..) Cudowny, absolutnie doskonały czas, który najlepiej ładuje moje akumulatory.
Gdyby nie uszy, to uśmiechałabym się dookoła głowy i z takim nastawieniem wróciłam stamtąd i zagościłam Noworocznie w pracowni. Od razu dzielnie zaczęłam realizować pewien projekt, który już kotłuje mi się w mózgu od wielu lat, ale trzeba jeszcze przeskoczyć pewną technologiczną trudność. Poczyniłam więc full prób w celu przetestowania materiałów. (Celowo nie gadam co to, żeby było potem łał.) Mam wielką nadzieję, że sięgnę ideału, bo warto. I jestem absolutnie pewna że się uda, a to znaczy, że nie spocznę.
Inne zajęcie, jakie mnie dopadło, to szkliwienie. Na półce w pracowni zagnieździło się trochę kubków, których nie dokończyłam w zeszłym roku. W natłoku zajęć priorytety przesłoniły całą resztę, jak to w życiu, więc dzielnie chwyciłam byka za rogi i dokończyłam zadanie. Szkliwienie jest trudne, żmudne i niewdzięczne, a że jakość ma być światowo-kultowa, no to byłam cierpliwa i dzielna.
Po takim czasie rzetelnej pracy, który trwał pełny tydzień, otwarcie pieca to lepsze niż otwarcie butelki najdroższego trunku. Powaga! A wino to ja lubie! powiem wam, że wypakowywanie świeżutkich prac jest naprawdę najcenniejszym momentem z mojej pracy. Tu skupia się cała kwintesencja celebracji. Dobrze, że nie widzicie co tu wyprawiam nad tym piecem, gdy wychodzi wszystko tak jak chciałam, a czasem i lepiej… Idą tańce-połamańce z melodyjnymi okrzykami barwnych przypieśni, przeplatane z defiladą i operą.. i takie tam. Normalnie, jak to przy rozpakowywaniu pieca. : ))
Tak se odpoczęłam nad tym morzem, że czym prędzej założyłam Dziennik Ceramika i skrupulatnie notuję wszystkie pomysły, których mam.. a, już z milion. Oczywiście każdy w kwiatki. No cóż, ma być kolorowo. I dlatego każdy dzień, niech trwa taki, jaki przyjdzie. I w każdym zamierzam się cudownie i świadomie rozgościć, generując Wdzięczność : ))

Milion Kwiatków

Nowy rok, nowe wyzwanie, nowa zabawa, czyli Milion Kwiatków na rok 2023. To już oficjalne hasło, więc zobowiązuje, cokolwiek to znaczy.
Wyzwanie Milion Kwiatków, to bardziej intencja. Nikt nie doliczy do miliona, ani nikt nie będzie nikogo przekonywał, że takowy zaistniał, ale wysłać milion kwiatków w świat, to sama przyjemność. Dlatego postanowiłam sobie, ze tym roku pobawię się w kwiatki. Poszukam miliona znaczeń co mógłby wyrażać kwiat i poszukam jak można przedstawić kwiat na milion sposobów. To wszystko zobaczycie na mojej ceramice, na kubkach moich kochanych, miskach, talerzach i w samych kwiatkach ceramicznych.

Kolejny rok, obecny i bieżący, będzie na pewno trudniejszy. Dlatego postanowiłam zasypać go kwiatkami, niech kwiat się ściele gęsto. I tym optymistycznym kwiecistym akcentem, nic nikomu nie obiecując, zawijam rękawki i twardo biorę się do pracy. Za chwilkę też zaproszę do sklepu, bo tam się zaiste zakwieci. A wszystkim sceptykom zamierzam.. darować na dobry początek przepiękny kwiat uśmiechu i nadziei, że słońce jest, i mimo, że chwilowo za chmurami, to i tak cudownie wciąż działa.

Najlepszego!