Życie przemówiło

Dziś chodzi mi po głowie historia, która się właśnie dzieje i którą muszę tu opowiedzieć.

Moje 1000 kubków powstaje w realu radośnie chociaż w mediach trochę skąpo o tym opowiadam. Ostatnio pochwaliłam się, że pod koniec tamtego tygodnia zdążę wykonać pięćsetny kubek. I zdążyłam. Wykonałam nawet 504-ty: :))  Następnie więc wyjechałam sobie do Gdańska na weekend, porozkoszować się Jarmarkiem Dominikańskim i delikatnie odpocząć. I wtedy zapukało do mnie Życie.

Zapukało w okienko mojej codzienności i powiedziało:
– Agatka. Ty weź się już nie pierdziel z tymi kubkami może..
– Co? Ale, że co?! – Oburzyłam się. – Ale ja chcę.
– Zrobiłaś ich ze sto różnych i to po kilka sztuk. Ja wiem, że ty umiesz i zrobisz ich więcej. Ale ja mam dla ciebie propozycję. – Tu życie uśmiechnęło się troszkę jak do wariata. Żeby nie rozeźlić.
– Propozycję? – zapytałam. Zaciekawiło mnie to, ale spojrzałam nieufnie, bo nie bardzo odporna na zmiany ja jestem takie.
– Ychy. Spodoba ci się, choć nie będzie łatwo. – mruknęło niewyraźnie.
Włos mi się delikatnie zjeżył. Nie wiem czy z ciekawości czy ze złości, że mi tu plany zmienia.
– ..? ..No? Coś wymyśliło?- Trochę nie mogłam się doczekać.
– Ty do tej pory robiłaś kubki ładnie i wymyślnie. – Zaczęło mnie urabiać.
– No wiem. Ładnie i różnymi technikami – Podjęłam wygodny dla mnie wątek.
– Szło ci coraz sprawniej. Udało ci się zrobić już połowę. To dużo. – Kadziło dalej Życie
– No wiesz, Życie, niby to dużo ale czasu mało zostało… Zajęcia niedługo i w ogóle.. I kiermasz w zanadrzu, trzeba by się streszczać i w ogóle rozumiesz…
– A weź. – Przerwało stanowczo. – Posłuchaj teraz uważnie, bo nie będę dwa razy powtarzać. Oto moja propozycja: Wykonasz 900 kubków do końca października. Zlecam ci je. Jeśli tylko odpowiesz TAK, ja od razu płacę połowę należności, w ramach zaliczki.
– Yyyyy, co?- wydobyłam z siebie jakieś śpiewne jęknięcie.
– Pomyśl, za KAŻDY kubek masz zapłacone. Gwarancja zakupu. Fajnie, co?
Przysiadłam momentalnie na niskim zydelku. Do mózgu docierały słowa, które wypowiedziało życie do mnie przed chwilą. Ale jakkk? Że mam zrobić 900 kubków i mam na to 3 miesiące..?? Heloł, przez 7 miechów próbuję zrobić 500…!!! (Chyba nawet trochę zaczęła zżerać mnie panika) No dobra…. Ale mam chyba na tyle doświadczenia, że i szybko też potrafię… No nie wiem, nie wiem…
–  Hmmm hm…- usłyszałam z boku nieśmiałe odchrząkiwanie. Życie próbowało subtelnie przerwać mi moją zamyśloną ciszę.
– Tak? Coś jeszcze?? – Zapytałam z obawą i wstępnie zmierzwioną czupryną.
– Nie, nie bardzo. Tylko jest prośba, żeby one były bardziej, niż mniej uniwersalne w estetyce.- Że co? Weź mi tu kurde po polsku mów..

– No, że nie takie fikuśniaste w kuźwa kwiatki, ale takie wiesz, beże, szarości, biele.. no, uniwersalne. Takie bardziej normalne. – Życie kręciło coraz bardziej rożek od dołu t-shirta zerkając na mnie zakłopotane.
– Że tamte nie ładne???- trochę za głośno zapytałam – Urwiesz. Puściło t-shirta.
– Ładne, ale ludzie dostaną te kubki losowo wybrane. – Życie teraz machało łapami. – No mają się raczej podobać. Czego nie rozumiesz?
– A, ok..- Rozumiałam, ale nie potrafiłam znaleźć na półce normalnego kubka, żeby zapytać czy to ma być taki.
Zaczynałam sobie układać w głowie o co mu chodziło i stwierdziłam, że jeśli to ma być tak, to będzie mi przecież łatwiej. No i zrobię je. Zrobię. Trzeba to tylko sobie zaplanować…. No bo ile mogę zrobić na raz?
Usiadłam szybko na koło i zrobiłam. Wyszło 66.
Pomyślałam, no jakoś poszło. To co 900 nie zrobię? Że ja nie zrobię??
– Zrobię. – powiedziałam głośno.
– Co? – Życie zachrypiało, bo przez dłuższy czas już nie gadało.
– Że zrobię, mówie. Mówię TAK.
Spojrzało mi w oczy głęboko i jakoś tak poważnie.
– No wiem. – Powiedziałam. – Nie będzie łatwo, mówiłeś. I nie ma odwrotu, też wiem. Zrobię, to zrobię, mówię przecież.
Życie spojrzało na mnie łagodniej z życzliwym uśmiechem.
– Masz. – Położyło mi na kolanach zwitek banknotów. – Obiecana zaliczka.
W oczach zaiskrzyły mi momentalnie chciwe ogniki. Wzięłam zwitek i w pierwszej chwili pomyślałam, ale tylko na chwilkę, że nie wiem co się z taką kasą właściwie robi…

Życie ucichło na chwilę, a ja oswoiłam się z sytuacją. Pierwsza połowa tysiąca kubków była ładnie, a druga będzie szybko. W większości będą sprzedane, co nie powinno mnie przecież martwić. Pozostanie po nich spora galeria. Takich kubków; do powtórzenia.

Zakupiłam czym prędzej planer ścienny i rozpisałam ilości. Plan to podstawa hej, bo okazało się, że nawet zdążę poszkliwić te, które ulepione i wypalone czekają na swoje 5 minut, żeby odrodzić się w poszkliwionej postaci. Będą na Kiermasz.

No właśnie, a Kiermasz? Kiermasz Mikołajkowy odbędzie się 2-4 grudnia. To już czwarty raz, a jest okazja no bo na dziesięciolecie pracowni. No i nie odpuszczę. Szykuje się nowa przestrzeń na tą okoliczność, więc jestem podekscytowana już teraz. I już teraz zapraszam.

I jeszcze zajęcia. Plany były spore, ale Życie to trochę naprostowało. Indywidualne i na koło, zapraszam w soboty. Do umówienia. Iventy, też w sobotę, jednak z tym to jeszcze chwilkę, muszę obadać ile mi sił starczy. Za dwa, trzy tygodnie się określę. I pozostaje grupa w czwartek. Tylko, że ta jest dla delikatnie zaawansowanych. Świeżaki będą miały swoje pięć minut na ivencie. Cokolwiek to znaczy : ))

No dobrze. Spuściłam parę. I pozdrawiam więc gorąco każdego, kto to doczytał do końca ; )

I ja w takim razie… do roboty : ))