Roczne Archiwa: R

9 postów

V Mikołajkowy Kiermasz Ceramiki w pracowni i 1000 Kubków

Zbliża się wielkimi krokami kolejny, piąty już kiermasz, który organizuję we własnej pracowni. Pomysł naszedł mnie kilka lat temu i sprawdza się przepięknie. Frekwencja co roku przekracza moje oczekiwania, co jest dla mnie zawsze radosną niespodzianką. Dzięki temu, że kiermasz wydarza się właśnie tutaj, w samym epicentrum mojej twórczości, a nie na zewnątrz, przy wyjazdowej okazji, możecie poznać atmosferę tego miejsca, poczuć ducha, zobaczyć co z czym się je i być może również usłyszeć tą wenę, która woła mnie już tyle lat..

Ceramiką zajmuję się od ok 15 lat, a pracownia stoi już dokładnie 10 wiosen. I ale ale! dokładnie 4 grudnia 2012 roku odbyło się tutaj uroczyste otwarcie pracowni, więc właśnie w ten weekend będę świętować 10 lecie, na które od serduszka wszystkich, kto żyw i możliw, gorąco zapraszam.

Na ten radosny czas przygotowuję dla Was dużo nowych ciekawych prac. Będą oczywiście kubki, które kocham z wzajemnością (hi hi) i które będą do kupienia w różnych kategoriach cenowych. Cena uzależniona jest od oczywiście nakładu pracy, bo nie zawsze od wielkości i pojemności. Uwielbiam nowe pomysły i wyzwania,więc nie stronię od eksperymentów i precyzyjnej, mozolnej pracy, czego wynikiem jest multikolor oraz bogata grafika na ceramice. Ale nie zawsze, bo zawsze powtarzam, że jedno to ja, a drugie to w piecu. Są też więc proste minimalistyczne przyjazne formy, które cudownie współpracują w dłoni, oddając nam równocześnieciepło, przy okazji, pysznej herbaty na ten przykład.

Dobrze, mamy więc kubki. Są też patery-liście i nie tylko liście i są nawet zestawy naczyń; kubek, miska talerzyk. To użytkowe w 100% naczynia, przystosowane do kontaktu z żywnością i bardzo wysokiej jakości. Wszystkie naczynia zakupione w pracowni możecie swobodnie  myć w zmywarkach. Są też oczywiście kwiatki i to całe ich mnóstwo. Są serduszka, duże i małe, oraz gwiazdeczki na choinkę, na ten świąteczny czas. A z malutkich drobiazgów to znajdziecie tu takie dwucentymetrowe domeczki do zawieszenia. Stoi też tutaj taki regalik, gdzie ogólnie i przewlekle jest Wielka Wyprz i to nie zawsze dlatego, że coś się zepsuło czy kubek się kiwa, ale z niektórymi pracami już chcę się czasami pożegnać, więc puszczam je taniej. A od tych niższych cen i od całej reszty macie w dniach 2-4 grudnia jeszcze normalnie 15% rabatu! Warto więc wstąpić w tych dniach do pracowni, ponieważ tutaj się nic nie powtarza niestety i stety, więc jeśli szukacie unikatu, to będzie świetna okazja do nabycia takowego.

Dlaczego jeszcze warto? no bo zawsze odpalam mój ulubiony groźnie nazywający się Warowar, z którego kranika sączy się przepycha pachnące świętami, grzane wino, specjalnie dla Was kochani goście. Zagryziemy słodkiego grzańca cynamonowymi ciasteczkami i to w takiej ilości, że od cukru będziemy mieć halucynacje, dobra?

Ok, to opcja dla wytrwałych, a żeby się nie znudzić to będzie można obejrzeć 2 mini-wystawy.
Jedna z nich to wystawa”1000 Kubków”. Mamy z tej okazji do zobaczenia masę zdjęć z większą częścią zrealizowanego wyzwania „1000 kubków na rok 2022”. To pomysł, który, gdy wpadł mi do głowy jak bomba na przełomie starego i nowego roku, wydał mi się zupełnie nie do zrealizowania. Bo 1000 to kurde dużo. Do tej pory byłam w stanie wykonać ok 50 kubków w miesiącu, więc wobec nowego pomysłu, no słabo. Ale druga myśl: co, że ja nie zrobię?? No i zaczęłam. Połowa kubków, bogato zdobiona i wymyślana, powstawała aż do końca lipca. A potem przyszło życie, o tym pisałam w poprzednim bodajże wpisie. W skrócie tylko opowiem, że przyszła taka pani i zamówiła u mnie 900 sztuk. Słownie: dziewięćset. Najpierw zbladłam, a potem walecznie zakrzyknęłam: co?! że JA nie zrobie??

Co tu się działo to może nie będę opowiadać, bo zeszłoby trochę czasu, poza tym to nie jest dla ludzi o słabych nerwach. Ale zrobiłam to i nawet na czas. Zrobiłam tego dodatkowo oprócz tej pięćsetki, jeszcze z tysiąc, no bo wiadomo, że jedno ja a drugie w piecu, więc trzeba zrobić więcej. Kubków zrobiłam do tej pory dokładnie 1451 sztuk, a tysięczny kubek jest cudnie wyeksponowany za szkłem, no bo wiadomo, że w czasie realizowania zamówienia, tysięczny się nadarzył. Jest to zwyczajny, prosty kubeczek, zupełnie minimalistyczny, ale doskonały w proporcji i wadze. Rzekłabym idealny. Poza tym wieńczący tą całą pracę, miliony „dupogodzin”, które prowadzą  mnie wciąż do mistrzostwa. To symbol mojej drogi. Mój święty gral : )

I taką wystawę możecie sobie obejrzeć z dwóch przygotowanych. Druga z nich to prezentacja pt.: Jak powstaje kubek ceramiczny. Zobaczycie fazy pracy od kulki gliny po końcowy efekt, razem z opisami ile trwa każdy proces, wraz z wypałami, które po drodze wieńczą dzieło. To fajna, ciekawa prezentacja, która wprowadzi Was w temat. Poszczególne fazy pracy, to realne kubki, celowo niedokończone na poszczególnych etapach. Z opisami i rysunkami : )

No. A wracając do samego kiermaszu to odbędzie się TU, czyli w Zielonej Górze, przy ulicy Jędrzychowskiej 54, w pracowni ceramicznej AG.
Czas trwania Kiermaszu:
piątek, 2 grudnia w godz. 10.00-18.00
sobota, 3 grudnia w godz. 10.00-18.00
niedziela, 4 grudnia w godz. 10.00-14.00
Zapraszam gorąco.

Z kwestii organizacyjnych, możecie u mnie płacić kartą, blikiem, przelewem, gotówką.
Skręcacie z ulicy w parking pomiędzy dwie mikołajowe czapki : )
Przed pracownią jest spoko parking na jakieś 4-5 aut, przy umiejętnym parkowaniu, nie parkujcie proszę na chodniku, bo to droga rowerowa, ani na posesji obok.
Jeśli będzie ciasno na samym parkingu, to poza parkingiem wolno parkować tylko: czterema kołami na jezdni, wzdłuż przerywanej linii. To tak w ostateczności.

No i w tym tygodniu pracuję dłużej, również zapraszam, jak z resztą codzień : )

Przytulam gorąco i czekam na Was!

O chórach anielskich i patelni

Kiedyś tam kiedyś, rozmarzyłam się na temat tarasu, którego jestem szczęśliwą właścicielką, a który przylega bezpośrednio do pracowni. Z ulicy go nie zobaczycie ani trochę. Istnieje dokładnie po drugiej stronie, osłonięty dokładnie i skutecznie. Wychodzi się na niego przez pracownię, drzwiami, naprzeciwko wejścia głównego.

Taras ma jakieś 25 M2, więc spory to dość placyk. Podczas dni letnich niemiłosiernie jednak smali tam słońce, więc nie służył nikomu jakoś relaksacyjnie, można było przezeń jedynie się przemieszczać. Na nogach lub nie. No, istna patelnia.

Od początku marzyłam sobie, żeby tę patelnię kiedyś zadaszyć, osłonić, zabudować i żeby móc tam cokolwiek zadziałać.

I słuchajcie, dzieje się! Serce me rośnie, bo tam właśnie powstanie prawdziwa GALERIA 🥰

Wreszcie spełni się mój sen o tym, żeby móc wyeksponować każdą moją ceramiczną pracę. Półek zaprojektowałam se tyle, że aż się łezka w oku kręci 🤣. Będzie strasznie pięknie. Każdy kubeczek będzie miał własne siedzonko. Czy to nie cudownie?

Tymczasem tak jak naopowiadałam w poprzednim wpisie, chmary kubków się mnożą i napływają wielkimi falami. Życie zlecenie przyniosło i to nie jest bajka. Co tydzień dochodzi mi jakieś 80 sztuk, które uczy mnie cudownie mistrzowskiej organizacji swojej pracy i cholernej pokory. Finisz mojego działania widać na termin 2 grudnia. Tu wszystko się spina w cudowny czas Wielkiego Kiermaszu, takiego jaki zdarza się raz na 10 lat. No, może jest to 5 kiermasz, ale taki na 10-lecie pracowni, więc wiecie, taki będzie że hej.🥳 To tu będzie można kupić piękny, oryginalny i niezwykle praktyczny prezent. Dla siebie lub nie. I to tu, znajdziecie ucztę dla oka i podniebienia, bo będę wtedy częstować winem grzanym, nawet i bez alkoholu też, oraz ciastkami pieczonymi osobiście. To tu również, zastanie was przyjemny rabacik na wszystkie prace 15 niezmiennych procent. I to tu będziecie mogli zakupić bon podarunkowy na zakupy dla niezdecydowanych, oraz na wybrane warsztaty.

Tymczasem, z tą Galerią, delikatnie przytrzymam Was jeszcze na dystans. Skończymy budowanie, poukładam kubki, powtykam kwiatuszki i oświetlimy to pięknie. A potem wysmaruję wam takiego chwaliposta, że aż Anieli na głosy zaśpiewają. Tak głośno, że hej!

🥳🔥🥰

 

Życie przemówiło

Dziś chodzi mi po głowie historia, która się właśnie dzieje i którą muszę tu opowiedzieć.

Moje 1000 kubków powstaje w realu radośnie chociaż w mediach trochę skąpo o tym opowiadam. Ostatnio pochwaliłam się, że pod koniec tamtego tygodnia zdążę wykonać pięćsetny kubek. I zdążyłam. Wykonałam nawet 504-ty: :))  Następnie więc wyjechałam sobie do Gdańska na weekend, porozkoszować się Jarmarkiem Dominikańskim i delikatnie odpocząć. I wtedy zapukało do mnie Życie.

Zapukało w okienko mojej codzienności i powiedziało:
– Agatka. Ty weź się już nie pierdziel z tymi kubkami może..
– Co? Ale, że co?! – Oburzyłam się. – Ale ja chcę.
– Zrobiłaś ich ze sto różnych i to po kilka sztuk. Ja wiem, że ty umiesz i zrobisz ich więcej. Ale ja mam dla ciebie propozycję. – Tu życie uśmiechnęło się troszkę jak do wariata. Żeby nie rozeźlić.
– Propozycję? – zapytałam. Zaciekawiło mnie to, ale spojrzałam nieufnie, bo nie bardzo odporna na zmiany ja jestem takie.
– Ychy. Spodoba ci się, choć nie będzie łatwo. – mruknęło niewyraźnie.
Włos mi się delikatnie zjeżył. Nie wiem czy z ciekawości czy ze złości, że mi tu plany zmienia.
– ..? ..No? Coś wymyśliło?- Trochę nie mogłam się doczekać.
– Ty do tej pory robiłaś kubki ładnie i wymyślnie. – Zaczęło mnie urabiać.
– No wiem. Ładnie i różnymi technikami – Podjęłam wygodny dla mnie wątek.
– Szło ci coraz sprawniej. Udało ci się zrobić już połowę. To dużo. – Kadziło dalej Życie
– No wiesz, Życie, niby to dużo ale czasu mało zostało… Zajęcia niedługo i w ogóle.. I kiermasz w zanadrzu, trzeba by się streszczać i w ogóle rozumiesz…
– A weź. – Przerwało stanowczo. – Posłuchaj teraz uważnie, bo nie będę dwa razy powtarzać. Oto moja propozycja: Wykonasz 900 kubków do końca października. Zlecam ci je. Jeśli tylko odpowiesz TAK, ja od razu płacę połowę należności, w ramach zaliczki.
– Yyyyy, co?- wydobyłam z siebie jakieś śpiewne jęknięcie.
– Pomyśl, za KAŻDY kubek masz zapłacone. Gwarancja zakupu. Fajnie, co?
Przysiadłam momentalnie na niskim zydelku. Do mózgu docierały słowa, które wypowiedziało życie do mnie przed chwilą. Ale jakkk? Że mam zrobić 900 kubków i mam na to 3 miesiące..?? Heloł, przez 7 miechów próbuję zrobić 500…!!! (Chyba nawet trochę zaczęła zżerać mnie panika) No dobra…. Ale mam chyba na tyle doświadczenia, że i szybko też potrafię… No nie wiem, nie wiem…
–  Hmmm hm…- usłyszałam z boku nieśmiałe odchrząkiwanie. Życie próbowało subtelnie przerwać mi moją zamyśloną ciszę.
– Tak? Coś jeszcze?? – Zapytałam z obawą i wstępnie zmierzwioną czupryną.
– Nie, nie bardzo. Tylko jest prośba, żeby one były bardziej, niż mniej uniwersalne w estetyce.- Że co? Weź mi tu kurde po polsku mów..

– No, że nie takie fikuśniaste w kuźwa kwiatki, ale takie wiesz, beże, szarości, biele.. no, uniwersalne. Takie bardziej normalne. – Życie kręciło coraz bardziej rożek od dołu t-shirta zerkając na mnie zakłopotane.
– Że tamte nie ładne???- trochę za głośno zapytałam – Urwiesz. Puściło t-shirta.
– Ładne, ale ludzie dostaną te kubki losowo wybrane. – Życie teraz machało łapami. – No mają się raczej podobać. Czego nie rozumiesz?
– A, ok..- Rozumiałam, ale nie potrafiłam znaleźć na półce normalnego kubka, żeby zapytać czy to ma być taki.
Zaczynałam sobie układać w głowie o co mu chodziło i stwierdziłam, że jeśli to ma być tak, to będzie mi przecież łatwiej. No i zrobię je. Zrobię. Trzeba to tylko sobie zaplanować…. No bo ile mogę zrobić na raz?
Usiadłam szybko na koło i zrobiłam. Wyszło 66.
Pomyślałam, no jakoś poszło. To co 900 nie zrobię? Że ja nie zrobię??
– Zrobię. – powiedziałam głośno.
– Co? – Życie zachrypiało, bo przez dłuższy czas już nie gadało.
– Że zrobię, mówie. Mówię TAK.
Spojrzało mi w oczy głęboko i jakoś tak poważnie.
– No wiem. – Powiedziałam. – Nie będzie łatwo, mówiłeś. I nie ma odwrotu, też wiem. Zrobię, to zrobię, mówię przecież.
Życie spojrzało na mnie łagodniej z życzliwym uśmiechem.
– Masz. – Położyło mi na kolanach zwitek banknotów. – Obiecana zaliczka.
W oczach zaiskrzyły mi momentalnie chciwe ogniki. Wzięłam zwitek i w pierwszej chwili pomyślałam, ale tylko na chwilkę, że nie wiem co się z taką kasą właściwie robi…

Życie ucichło na chwilę, a ja oswoiłam się z sytuacją. Pierwsza połowa tysiąca kubków była ładnie, a druga będzie szybko. W większości będą sprzedane, co nie powinno mnie przecież martwić. Pozostanie po nich spora galeria. Takich kubków; do powtórzenia.

Zakupiłam czym prędzej planer ścienny i rozpisałam ilości. Plan to podstawa hej, bo okazało się, że nawet zdążę poszkliwić te, które ulepione i wypalone czekają na swoje 5 minut, żeby odrodzić się w poszkliwionej postaci. Będą na Kiermasz.

No właśnie, a Kiermasz? Kiermasz Mikołajkowy odbędzie się 2-4 grudnia. To już czwarty raz, a jest okazja no bo na dziesięciolecie pracowni. No i nie odpuszczę. Szykuje się nowa przestrzeń na tą okoliczność, więc jestem podekscytowana już teraz. I już teraz zapraszam.

I jeszcze zajęcia. Plany były spore, ale Życie to trochę naprostowało. Indywidualne i na koło, zapraszam w soboty. Do umówienia. Iventy, też w sobotę, jednak z tym to jeszcze chwilkę, muszę obadać ile mi sił starczy. Za dwa, trzy tygodnie się określę. I pozostaje grupa w czwartek. Tylko, że ta jest dla delikatnie zaawansowanych. Świeżaki będą miały swoje pięć minut na ivencie. Cokolwiek to znaczy : ))

No dobrze. Spuściłam parę. I pozdrawiam więc gorąco każdego, kto to doczytał do końca ; )

I ja w takim razie… do roboty : ))

Mała kawa

Dziś krótko. Obiecałam sobie kiedyś, że w każdy wtorek będę aktualizować sklep. Obietnicy dotrzymuję, chociaż może nie widać tak tego bardzo, jednak stan kubków się zgadza i na półce i w sklepie. Kubki z półek schodzą wdzięcznie, dlatego w sklepie w zasadzie bieda.

Ale my tu dziś nie o tym.

Co wtorek bowiem przeżywam prawdziwe katusze na myśl, że mam coś wpisać od siebie w socialmediach. I niech to nie będzie odebrane w taki sposób, że ja tu kogoś nie lubię. Lubię żywych ludzi, lubię jak  do mnie wchodzicie, czy dzwonicie. Lubię również jak piszecie. Ale w mediach jest inaczej. Tam trzeba pisać jakoś w powietrze. Mam wrażenie, że pisząc jakikolwiek post, jestem zawieszona w jakimś kosmosie nie mogąc się niczego złapać, na niczym oprzeć, nie wiedząc czy ktokolwiek skupi się na tym co zostanie przesłane więcej niż 1,5 sekundy…
Też tak macie?

Tak więc przepraszam za to, że nie idę z prądem, nie tworzę rolek na hektary i śmiesznych zgrabnych filmików. Będę nadal pisała chwaliposty oraz robiła chwalizdjęcia. I będę tu na was czekała z moimi zrobionymi kubkami. Bo kubki to umiem robić, a z nich pije się najfajniej.

A nawiązując do tysiąca kubków, to w tym tygodniu mam wyzwanie, uderzyć w nr 500. Brakuje równo 40 i mam na to 3 dni. Zrobię i również się pochwalę. Pozdrawiam gorąco każdego, kto doczytał wpis do końca.

 

 

 

Lipiec

Lipiec zaraz. Zrobiło się pół roku pyk, a ja z głową w kubkach. Gadam o nich, pokazuję, chwalę się, piję z nich, próbuje, smakuję, trzymam za ucho, sprawdzam czy zbiera, wyważam i projektuję. Lub wpadam po prostu na pomysł i robię. Bardziej to drugie.

Jedno jest pewne. Uwielbiam. To jakaś dzika miłość do przedmiotu tak użytecznego i tak szerokiego w ekspozycji. No sztuka może być sztuką. Tysiąc sztuk również może. Można tu zapanować nad pojemnością, wagą, nad stylem. Nad wszystkim.

Kubek. To praktyczna cudowna niezbędna w życiu sprawa. Może ci towarzyszyć na codzień w postaci okrutnie zaniedbanej (sama byłam świadkiem jak mój osobisty kolega z pracy używał swojego kubka codziennie po kilka razy, do WSZYSTKIEGO( kawa z mlekiem, bez mleka, herbata, barszczyk..) i NIGDY(!!) go nie umył…😱)..(!!!).
Może być to jednak przedmiot jedyny w swoim rodzaju, cudownie wyjątkowy i odjechany, który sprawia, że uśmiech sam powraca, który sprawia, że wciąż świeci słońce, który dodaje nam ekstra namiastkę jakiegoś rodzaju szczęścia.. Ja chciałabym, aby właściciel każdego z nich, tych moich kubków, czuł się jak prawdziwy farciarz, który wygrał los na loterii, bo może korzystać z tak unikatowego przedmiotu.. Robię wszystko, aby każda moja praca była wyjątkowa i doskonała. 😘

Fajne jest to, że co wymyślę, to jest to trafione. Każdy z kubków znalazł amatora, którego gust poszukiwał konkretnego przedmiotu. Każdy z nich podoba się i kubki sprzedają się fajnie.

A co z moim licznikiem na 1000 kubków? No cóż, jak pisałam wcześniej, nie robię ich na kilogramy. Z jasnym czołem i nieopisaną dumą wprawdzie przekroczyłam liczbę 369, ale plan zakładał już daleko dalej. Nic to. Postawiłam na jakość, dzielnie prę do przodu i nie biadolę, gdy zdarzają się pomyłki.. jakie pomyłki, zapytacie? No więc ostatnio zrobiłam taki kubek, który miał urywać d.., ale pomyliłam szkliwo i zamiast kolorowe kwiatki przykryć szkliwem bezbarwnym, to przykryłam je białym. Wyszła jakaś straszna lipa usmarkana grubym białym glutem, zamiast wypasionego, kolorowego cudu na łące.. no cóż. Trzeba zrobić krok w tył i jakimś sposobem uratować reputację kubka.. Się zrobi. Jak? Jeszcze nie wiem, ale uda są dwa. Uda się lub nie uda.

Tymczasem lipiec miesiącem bez warsztatów, więc nie sprzątam, nie spuszczam wody, nie tracę czasu na zbędne ruchy tylko działam. Zamierzam wyczarować całą górę szczęścia. Marzę o tym, żeby do pracowni nie dało się wejść, bo normalnie będzie tyle tego. Zapraszam popatrzeć na to i ewentualnie coś kupić.

Pozdrawiam więc gorąco znad mojej własnej, cudownej szajby 🥰👍

Zabawa trwa

Maj ma się dobrze i słonecznie, co napawa optymizmem. Takie szybciutkie lato to dla wszystkich miła niespodzianka. Nawet ja wstaję uśmiechnięta i z nieudawaną radością witam słońce. Ja, która ożywia się na wspomnienie listopada i wszechobecnych chłodów, oraz planuje na luty wypad nad morze : )

No dobrze. My tu nie o tym. Pogodę zostawmy na kolejny wpis, a ja Wam delikatnie poopowiadam o kubkach. Powiem szczerze, wyzwanie postawiłam sobie ponad moje możliwości, co oczywiście nie oznacza, że tego nie dokonam. (coo, ja nie zrobię??) Natomiast jest z tym wszystkim cała kupa śmiechu, bo z jednej strony chcę zrobić dużo i żeby było tyle na półkach, że ho ho, a z drugiej, sorka, ale nie cierpię baboli, więc każdy z nich tych kubków przechodzi żelazną kontrolę jakości na każdym etapie powstawania. I takim oto sposobem zakopałam się w tej jakości i docelowej piękności, co powoduje, że nakład pracy zżera mi dodatkowe godziny. Ale nic to, trening czyni cuda, co właśnie udowadniam sobie na bieżąco i poważnie, aż dziw bierze jak sobie człowiek postawi cel i ryje do przodu nie zważając na przeszkody, co można sobie wypracować.. No bo inspirują mnie sami mistrzowie z górnej półki, a to nie kij dmuchał. I jest zabawa.

Ponadto wielbiąc się w coraz to nowych wyzwaniach kopię w kolejnych technikach i możliwościach zdobień, a to będziecie mogli zaobserwować niebawem i mam nadzieję, ze spodoba wam się to co robię tak jak mnie : ))

No i słabsza wiadomość to taka, że plan na chwilę obecną zakładał jakieś 550 kubasów, a ja jestem na 300. Znaczy tyle dziś przekroczę o ile przestanę się bawić komórką wstawiając kolejne kubki do sklepu i pisząc bloga : ) Ale coż, mam nadzieję, że podzielacie moją myśl, iż fajniej jest mieć na własność małe dzieło sztuki, niż kubek przez małe k, tyle, że zrobiony ręcznie.. Myślę, ze nie ma co na siłę zaśmiecać naszego globu jakąś przypadkową kaszaną..

To do miłego, a ja tu tymczasem wrzucę małą zajawkę tego co niedługo wyeksponuję w galerii…

Kubki marcowe

Dobra. No wiem, tysiąc to dużo. Tak,  widzę. 🥳

Dla tych, którzy szukają nowinek, czy w lutym się udało wykonać plan, to odpowiem, że tak, udało się. A był to bardzo ambitny miesiąc. To była prawdziwa przygoda z nowym zdobieniem, spełnianiem marzeń i znacznym podnoszeniem jakości. To były jak dotąd, najwyższe półki. Mieszałam techniki, szkliwiłam pędzlem, zdobiłam tlenkami i farbami. Chciałam już wreszcie zrobić Najpiękniejszy Kubek Świata. Czy zrobiłam? Owszem, mam faworyta. Ale to jeszcze nie on. 😋

Bo numery na kubkach, moi kochani to nie wszystko. Numery, owszem, tu są ważne i dają mi frajdę. Dzięki nim mam półki zastawione genialnymi kubkami, z których każdy jest wyjątkowy. Dzięki numerom na kubkach wiem, w którym momencie jestem, czy mam się spieszyć, czy idę wg planu. No, na chwilę obecną widze, że nie idę.🤪

Dzięki mojemu maratonowi solo, sama się od siebie uczę. Podwyższam poprzeczki i próbuję sprostać nowym zadaniom. I powstają coraz to nowe kubki, a równocześnie nowe fasony, style, przeznaczenie, kształty, wariacje i szaleństwa.

Obecnie jestem na numerze 220, marzec się kończy ale nic to. Jakość jest najważniejsza i tak będzie. Najwyżej, no cóż, będzie mała obsuwa, na którą sobie pozwalam. No bo tak, czy siak.. właściwie to nic nie muszę. 😁

 

Twarz pracowni

Pracownia moja istnieje od kilkunastu lat, budynek stoi rok dziesiąty i praca w nim wciąż kwitnie. Radosna twórczość z poważną przeplata się kwieciście, a ja cieszę się tutaj każdym dniem.

Podczas moich pięknych lat pracy z ceramiką dochodzę do wniosku, że nie jestem w stanie tworzyć dłuższy czas tego samego. Lubię wyzwania, wciąż poszukuję nowych kształtów, inspirują mnie coraz to nowe realizacje innych twórców, eksperymentuję ze szkliwami, farbami i technikami. Uwielbiam kombinować i to daje mi radość tworzenia, ale pracując w ten sposób nie posiadam wciąż produktu, który mógłby dla innych stać się twarzą pracowni.

Rok 2022 podszepnął mi którejś bezsennej nocki cudowne rozwiązanie, którym okazał się KUBEK. Zawsze czułam do niego miętę, lubiłam je kupować, oglądać i własnoręcznie lepić. Doszłam do wniosku, że skoro nic nie muszę, to przecież nie muszę. Nie będę więc robić kompletów talerzy, waz na zupę, aniołków i wazonów. Nie chcę już robić firmowych pamiątek ani magnesów z Giewontem. Lubię robić kubki, wymyślać nowe, durne kształty, dorabiać im nogi i opracowywać ciekawe, wygodne ucho. Uwielbiam jak ceramika się przydaje, a cóż bardziej się przydaje jak nie kubek? To chyba najbardziej codzienna i praktyczna rzecz z ceramiki ever. Że się z niego pije, tak, tak, wiadomo. Się z niego przecież je zupę lub trzyma w nim sosy, to już tylko kwestia kształtu. A może kubeczek na kredki? Można mieć z tego fajne, sentymentalne wspomnienia ; ) No kubek to kubek. Co tu dużo mówić. No i mamy twarz!

Tak więc kubek fantastycznie obronił się w tej pracowni i z jasnym czołem znowu powrócił, zaludniając półki. (..czy może zakupukąc..?, e, może zostańmy przy zaludnieniu). Wyzwanie na ten rok pod hasłem 1000 Kubków pozwoliło mi otworzyć głowę i wpuścić do niej cudowny oddech świeżości. Wpadając codziennie rano do pracowni, mam już pomysł na nową serię i bawię się tym przednio. Uwielbiam moment, gdy w gotowej pracy odciskam kolejny numerek, układam je potem na piecowych półkach i ze zniecierpliwieniem czekam na czas otwarcia pieca. Oczywiście proces jest dużo dłuższy, wypalam je dwa, a czasami 3 razy, co daje im 6 dni na sam czas wypału, do tego samo lepienie lub toczenie na kole, ucho, pokrycie szkliwem i farbami, nie licząc już tego, że wymyślenie i zaprojektowanie jego również zaprząta mi myśli.

Tymczasem zbliża się połowa lutego, a ja mam za sobą numer 152, czyli idziemy zgodnie z planem, a nawet lepiej. Przede mną jedynie 848 sztuk, co nie jest tak strasznie straszne, gdy pracę swą podzieli się na mniejsze porcje, a to daje nam plan na 100 kubków miesięcznie. I jesteśmy w domu. Kubki powstają seriami, ażebym mogła nacieszyć się jakiś czas nowym pomysłem. Czasami są to 2 sztuki, czasem 7, ale i są fasony po 13 sztuk, czy pojedyncze egzemplarze. Nic nie planuję, nie przewiduję. Nie robię kompletów ani zestawów. Staram się tak działać, żebym mogła serię powtórzyć, więc raczej nie zginiemy. Nacisk kładę na to, aby każdy z nich był z najwyższej półki. Ma być super i ma być wyjątkowy. Inny niż w sklepie.

Sklep mam własny a Wy możecie już cieszyć się od wczoraj już szybkimi płatnościami Pay Now. Wygodnie i szybko i od ręki. Pozdrawiam więc serdecznie i zapraszam gorąco do sklepu : )
https://pracownia-ceramiczna.com/kategoria-produktu/kubki/

 

10 lat, 1000 kubków, 10000 sztuk

Doszłam do wniosku, kolejny z resztą raz, że Kubek, to rzecz najpraktyczniejsza, wręcz niezbędna, ulubiona i często bardzo prywatna. To przecież absolutna konieczność, aby była to rzecz piękna i niepowtarzalna. I w tym roku to właśnie będzie robione.

Ten rok bowiem jest dokładnie dziesiątym, w którym działa moja pracownia jako osobny budynek, wyodrębniony z domowych pieleszy, wyszarpany wraz ze stołem, który był moją całą pracownią jeszcze kilka lat wstecz. Na owym stole bowiem zaczęło się wszystko lepić z gliny , a prace niewypalone stały na półkach i czekały wiele miesięcy na swój piec. Piec stanął wreszcie w starej stodole, która z kolei otrzymała nowe życie pod wpływem gruntownego remontu i oto 4 grudnia 2012 roku nastało wielkie otwarcie pracowni, wówczas pod nazwą Markolor.

Pracownia Markolor to przede wszystkim miejsce, gdzie na kubkach było malowane. Kubki jeszcze wtedy kupowane były w hurtowniach, a ja zajmowałam się ich zdobieniem. Malowałam wszystko czego dusza moja lub klienta sobie zapragnęła. Wychodziły stąd serwisy do kawy przyzdobione łąkami kwiatów, pejzażami, czy widokami miast, malowałam pamiątki z miast, w postaci setek wizerunków ratuszów, kościołów lub uwieczniałam siedziby firm. Moimi klientami były urzędy miasta w Zielonej Górze, Głogowie, Polkowicach, Lubinie, Świebodzinie, Guben, Cottbus, Frankfurcie nad Odrą, Warszawie, Gdańsku, Poznaniu, i innych. Malowałam pamiątki z Zakopanego, z obozów dla młodzieży, dla pań z przedszkoli oraz szkół. Indywidualne zamówienia miałam od studentów z uczelni, gdzie zamówienia można było składać w punkcie ksero , lub kupić tam jakiś gotowy kubek, a oczywiście każdy był inny. Kubki moje porozłaziły się z tego co wiem, po całym świecie..

Kiedyś prowadziłam sobie ewidencję tych zamówień, które napływały zewsząd, numerowałam je skrupulatnie i mogę z całym przekonaniem powiedzieć, że pomalowałam w życiu przeszło 10 000 kubków! Poniżej macie przykłady tych realizacji.

 

Jednak z czasem zarzuciłam to zajęcie na korzyść pracy z gliną, którą pokochałam z wszystkich sił. Odnajduję w tym spokój, relaks, niesamowitą frajdę, radość z tego, że tworzę przedmioty od początku. Wyjmując z pieca moje własne prace odczuwam ogromną satysfakcję. I  wciąż nie jestem tym wszystkim zmęczona, przeciwnie, wciąż każdy pomysł rodzi kolejne dziesięć, a ja w każdej chwili jestem gotowa, aby je realizować.

Po tym szalonym wieloletnim czasie mojej własnej ery malarstwa, zaczęłam ręcznie wykonywać własne kubki. Sprzedawane były one przez kilka ładnych lat na jarmarkach w Niemczech, dlatego też i pracowni nie widać było na rodzimym rynku. Robione też były domki-świeczniki oraz małe ozdoby, ale nadal głównie kubki i to było głównym asortymentem pracowni.

 

Kolejnym etapem był czas na roczną przerwę na zebranie sił, myśli i planów. Wreszcie 3 lata temu pracownia ceramiczna przekształciła się w pracownię AG. W obecnym stadium to miejsce kwitnie, dosłownie i w przenośni, organizuję kiermasze , podczas których kupujecie moje prace, przychodzicie do mnie na warsztaty, z których wszyscy mamy frajdę, i oto Wy, kochani pamiętacie jak do mnie dojechać a ja nadal wiem co mam tutaj robić.

W tym roku zatem, wracam do korzeni i znów postanowiłam postawić na kubek. Plan jest taki, że zarządziłam sobie Wyzwanie o haśle 1000 Kubków! Tysiąc kubków, to nie na wiatr rzucony slogan ale skrupulatny plan! W tej chwili, 11 stycznia mam już. wykonane 42 sztuki! Na całe tysiąc mam prawie 11 miesięcy. Termin, wiadomo, 4 grudnia.

Zapytacie: a nie zanudzisz ty się tymi kubkami? Jak można robić przez tyle czasu to samo! Otóż nie. Pamiętajcie, kubek to tylko pretekst. To, co się tu teraz wyprawia to jest jedna wielka szajba. Na szczęście robię je seriami. Po 6, po 10… I na szczęście każdy z nich wygląda jeszcze jak kubek. Ale już niedługo : ) Codziennie od bladego świtu rzucam się w wir tworzenia udowadniając sobie, że prześcignę  pracą rąk własnych, moje osobiste pomysły.

Trzymajcie więc rękę na pulsie, zaglądajcie tu do mnie, a ja będę Wam tu zdawać relację z wyczynu. Wyzwania znaczy. Z tego co się tu wyprawia. Pośmiejemy się razem : )
Czuwaj.