Jesienne w głowie porządki

   Od wczesnych lat dziecinnych doświadczyłam wielu chwil spędzonych w samotności. Nie, żeby mi było źle, tak jakoś wyszło, a wyszło na tyle dobrze, ze najlepiej pracuje mi się samej. Dlatego pracownia na chwilę obecną to ewidentne AG, więc myślę, działam, tworzę ja. Skutkuje to tym, że rozwarstwiam się na różne role, przekomarzając się sama ze sobą na co mamy dziś ochotę, co i jak będziemy lepić, tworzyć, kleić..

   W rezultacie raz kiedyś wybieram się sama ze sobą na urlop, żeby odparować głowę od hałasu pracowni. Urlopy moje charakteryzują się wyjazdem przeważnie ostatnio nad morze, bo tutaj nie ma nic. No bo w listopadzie.

   Morze jesienią, czy wczesną wiosną to tylko i wyłącznie przecież morze. To masa wody, która i tak na przekór moim oczekiwaniom, bo nie wymagam od niej NIC, codziennie się fantastycznie i tak zmienia. Nie uświadczysz tu wtedy za dużo zachodów słońca, czy innych ciekawostek dla oka. Są chmury, czasami siąpi jakaś berbelucha z nieba i ostro zacina wiaterek. Nie ma też i ludzi, a to wartość dodana. Ale morze codziennie jest całkiem inne. Genialne miejsce..

I tak właśnie, ubrana niczym kosmonauta, gapiąc się w horyzont, czyszczę sobie głowę, chłonąc wiatr i zbawienne porcje jodu. Czasami udaje mi się zaczerpnąć namiastkę nirwany podczas nieplanowanej medytacji, wsłuchując się w moje ciało, stwierdzam z ulgą, ze jeszcze cały czas oddycham. Fajne to.

Zatrzymanie chwili jest zbawienne, gdy w duszy gra nieustannie pęd do tworzenia. Jest we mnie jakiś szalony twórca rzeczy niepowtarzalnych, któremu na szczęście zrobiłam miejsce na jego szaleństwo, w postaci mojej pracowni. No bo gdyby nie mógł on tworzyć, to mnie by bolało..

A, że twórca ten mój, nie znosi nicnierobienia, ani fabrycznej ceramiki, zabrałam mu kilka kubków z pracowni, żeby nie umarł z nudów na tym dziwnym cokolwiek, kilkudniowym wypadzie.

Dziś więc, rezygnując z medytacji, żeby nie było, poszliśmy z twórcą i jego nowymi kubkami na spacer po plaży. Kubeczki wyczuwając obiektyw aparatu, rozbiegły się po plaży uśmiechając się zalotnie. Bawiły się przednio a była ich spora gromadka, no bo cała moja torba. Spędziliśmy tam kawał czasu i dzięki temu wszyscy byli zadowoleni.

Po kolejnym więc wyjeździe z cyklu #kubekija, pozostał sympatyczny ślad, a ja czując, że odpoczęłam, mogę wracać spokojnie do domu i pracowni. Niniejszym powoli zakasuję rękawy, zapraszając Was już teraz na kolejny kiermasz w pracowni.

Termin 4 grudnia br, sobota.

Więcej? ..niebawem w kolejnym poście, oraz w aktualnościach na fb i instagramie.

A ja tymczasem wracam do siebie. Wracam bo lubię : )