Blog

53 postów

Leśne Trawy w maju

Maj to cudowny miesiąc, między innymi dlatego, że zielone jeszcze jest zielone a z nieba nie walą na głowę tropikalne klimaty. Jest pięknie i teraz kilka razy w tygodniu zapuszczam się na rowerze tam gdzie najbardziej zielono. Co chwilę staję i kradnę liścia, no bo nie przepuszczę przecież tych fajnych dużych okazów na zmarnowanie : ). Wracam do pracowni z bagażnikiem zielonych placków i już wiem co mam dziś robić. Tak było i dziś.
Moje eko/vege podejście do rzeczywistości owocuje jakąś większą wrażliwością na otoczenie i wszelakie życie. Nawet pająków jakoś mniej się boję, a bywają obok mnie takie wielkie okazy, że bardziej wypadało by im nadać jakieś imiona.. Koty karmię zdrowiej, sama uważnie gapię się w jedzenia skład, żeby nie zaplątało się w nim żadne żyjątko, a promienie słońca chłonę jak zbawienne lekarstwo. Odpowiada mi to i świetnie się przy tym bawię. Nawet piekę coraz lepsze ciasta! Tadam! : ))
Pracowniane kubki nabierają kształtu i charakteru jednolitego i spójnego z całością. Taki był cel, plan i spisek, żeby pracownia mogła działać spójnie i zgodnie z przekonaniami. Dlatego pomysł na liściaste talerze pod kubki z Leśnymi Trawami. Dochodzą też ceramiczne pieńki, jako podkładki pod kubki, które zaraz wrzucę w sklep. Zaraz to znaczy w przyszłym tygodniu zapewne, no bo jeszcze partyjka czeka na wypał.
Zrealizowałam też niecny plan na skomponowanie własnych kolorów angob, czyli różnych mieszanek barwnych na tła do poszczególnych kolekcji Leśnych Traw. Również czekają na wypał, ale do celu świadomego projektowania całej tej ceramiki coraz bliżej.
A! I opracowałam smakowite przywieszki, metki, na których informuję, że naczynię owo, które trzymasz kliencie w ręku, to produkt użytkowy, do żywności, do zmywary i do mikrofali. Żeby nie było : ))
No i tak to się bawimy po krótce wtrancając, na tej wsi. Życzę miłego dnia, tygodnia, oraz końcówki maja : ) Idę lepić liściaste talerze : )

#govegan

Wkrada mi się zieleń w moją codzienność wszelkimi oknami. Idzie wiosna, w sercu maj, ale mam tu coś nieceramicznego do powiedzenia.. Postanowiłam, że to ważne, dlatego dzisiejszy wpis to taki życiowy będzie. I smutny i poważny, bo czuję coraz bardziej i widzę więcej.

Ostatnio wpadła mi w ręce książka. Nic takiego szczególnego, ot kolejna książka kucharska, ktoś powie. To „Wegańskie Przepisy”, którą napisała @BeataPawlikowska. Osobiście lubię eksperymenty w kuchni, uwielbiam zielone kombinacje i wszelkie ziarna, więc zamówiłam pozycję, która, miałam nadzieję, objawi, że można obejść się bez moich ukochanych jajek i sera. Mięso jadłam doraźnie, gdy przyszła ochota. Po co bez tego się obchodzić, zapytacie. Przecież śniadaniowa jajecznica na bekonie, to pycha klasyka, czyż nie? Ale jak mówiłam lubię eksperymenty i lubię takie jedzenie, więc byłam ciekawa.

W książce znalazłam świetne i proste przepisy. Chleb absolutnie wymiata. Pasty do chleba, śniadania, obiady, jest wszystko co potrzebne do życia. Odpowiada mi to bardzo i jest super. Ale było tam coś jeszcze..

Zakup tej książki postawił mnie przed wyborem: czerwona czy niebieska. Dla mnie wybór był oczywisty, choć to sprawiło, że życie już nie będzie takie samo.

Bo niby jest to książka kucharska, jednak jest i małe nieco do poczytania. I, żeby nie było, nie ma tam rozdzierających scen z życia więzionych i zabijanych zwierząt, nie. Tam jest tylko dyskretne pytanie: człowieku, gdzie jesteś? Nienachalna porcja świadomości, między wierszami, o produkcji mięsa. Sam zwrot Produkcja Mięsa powinno już nam dać do myślenia.. kolejna świadomość, chyba najważniejsza: zwierzęta CZUJĄ.. Ja, z racji, żem WWO (wysoko wrażliwa osoba), to mogę powiedzieć, że odczuwanie (!) może boleć. A odczuwanie istnienia, które wie, że idzie na śmierć? A ktoś, kto żyje w niewoli, bo tam się urodził i nigdy nie pozna świata zewnętrznego? Przecież każde zwierzę ma w naturze życie na wolności.. czy wyobraziliście sobie ten stres, który towarzyszy mu od początku do końca takiego życia? Bulwersuje nas termin obozy koncentracyjne, a TO właśnie fundujemy zwierzętom, również tym co znoszą jajka, tym co dają mleko, tym, które mają piękną skórę i wreszcie tym, których mięso lubimy zjadać…

Przeczytajcie zielone strony z książki Wegańskie przepisy. I teraz powiem wam najlepsze. Tego co napisałam tam nie znajdziecie. Ale to właśnie tam odkryłam… Poszło. Czerwona pigułka połknięta.

.. i tak jak Neo, urodziłam się na nowo. Boli ta świadomość, bardzo boli. Bolą oczy, bolą uszy, bo coraz więcej widzę tego cierpienia i słyszę krzyk. Boli też strach przed lawiną pytań i argumentów Zwierzożerców Walczących, na które nie znam odpowiedzi. Ale i tak, z tej strony jest dobrze. Z tej strony jest cisza, zapach traw i zbawienne działanie słońca.. I ogromna dawka empatii. Moje miejsce.

Postanowiłam to więc powiedzieć i mówię otwarcie: Uważam, że nie mamy żadnego prawa zabijać i maltretować zwierząt. Żadnego.

NIE ZGADZAM SIĘ.

Bo, przepraszam, w imię czego? W imię dobrego smaku???

Leśne Trawy

Przycupnęłam sobie medialnie w ciemnej dziurze i zostałabym tu pewnie na długo, gdyby nie potrzeba wyważenia interesów. Z jednej strony prośba wypuszczona w kosmos o święty spokój, aby skupić się na rzeczach istotnych, a więc na nowym pomyśle/projekcie, a z drugiej strony mrowiąca potrzeba wypaplania światu co ja tu fajnego wymyśliłam!! No jestem na tym niefortunnym rozdrożu, a że cierpliwość i rozwaga to cechy dorosłego, to zachowuję się rozsądnie, a przynajmniej próbuję udawać.
Podglądając w sieci inspirujące mnie działania innych, nie tylko z zakresu ceramiki, ale i wyczynów ponadprzeciętnych różnej maści, wkurz mnie bierze z czystej, żywej, ludzkiej zazdrości, że u nich ta trawa jakaś taka bardziej zielona. Biorąc więc sprawy w swoje ręce i uchylając rąbka tego co się tu wyprawia zapowiadam, że moja trawa będzie zielona najbardziej. A te zielenie, to będą wyszukane, pięknie dobrane i takie, że sama jeszcze nie wiem jakie piękne. No bo jestem aktualnie w fazie poważnych projektów, prób i opracowań. Tym razem idzie na grubo. Taka wiosna w kaloszach, z grabiami w masywnej pięści i wzrokiem gladiatora. Taka co to nie żartuje. Już u bram.
Hej.👊

Luty i Wdzięczność

Wpadł mi tu nagle mój nieulubiony luty i kotłuje mi się w głowie, żeby coś napisać.

Napisać czasem lubię, gorzej, że nie bardzo mam jakieś rewelacje, więc będzie dziś o niczym. Mniej odpornym na nudę podziękujemy na tym etapie.
Styczeń spędziłam na odpoczywajkach. Zajechałam się na jesień okrutnie, więc oddałam sobie zaległy czas celebracji i powzięłam rzetelne próby nicnierobienia. Nicnierobienie w moim przypadku to robienie czegoś innego niż praca, bo w twórczej głowie odpoczywa się najfajniej obmyślając Nowe. Odwiedziłam więc mój ukochany zimowy Bałtyk, czyli „pojechałam na księżyc”. (Mam wrażenie, że na księżycu mimo wszystko dzieje się więcej niż na plaży w styczniu..) Cudowny, absolutnie doskonały czas, który najlepiej ładuje moje akumulatory.
Gdyby nie uszy, to uśmiechałabym się dookoła głowy i z takim nastawieniem wróciłam stamtąd i zagościłam Noworocznie w pracowni. Od razu dzielnie zaczęłam realizować pewien projekt, który już kotłuje mi się w mózgu od wielu lat, ale trzeba jeszcze przeskoczyć pewną technologiczną trudność. Poczyniłam więc full prób w celu przetestowania materiałów. (Celowo nie gadam co to, żeby było potem łał.) Mam wielką nadzieję, że sięgnę ideału, bo warto. I jestem absolutnie pewna że się uda, a to znaczy, że nie spocznę.
Inne zajęcie, jakie mnie dopadło, to szkliwienie. Na półce w pracowni zagnieździło się trochę kubków, których nie dokończyłam w zeszłym roku. W natłoku zajęć priorytety przesłoniły całą resztę, jak to w życiu, więc dzielnie chwyciłam byka za rogi i dokończyłam zadanie. Szkliwienie jest trudne, żmudne i niewdzięczne, a że jakość ma być światowo-kultowa, no to byłam cierpliwa i dzielna.
Po takim czasie rzetelnej pracy, który trwał pełny tydzień, otwarcie pieca to lepsze niż otwarcie butelki najdroższego trunku. Powaga! A wino to ja lubie! powiem wam, że wypakowywanie świeżutkich prac jest naprawdę najcenniejszym momentem z mojej pracy. Tu skupia się cała kwintesencja celebracji. Dobrze, że nie widzicie co tu wyprawiam nad tym piecem, gdy wychodzi wszystko tak jak chciałam, a czasem i lepiej… Idą tańce-połamańce z melodyjnymi okrzykami barwnych przypieśni, przeplatane z defiladą i operą.. i takie tam. Normalnie, jak to przy rozpakowywaniu pieca. : ))
Tak se odpoczęłam nad tym morzem, że czym prędzej założyłam Dziennik Ceramika i skrupulatnie notuję wszystkie pomysły, których mam.. a, już z milion. Oczywiście każdy w kwiatki. No cóż, ma być kolorowo. I dlatego każdy dzień, niech trwa taki, jaki przyjdzie. I w każdym zamierzam się cudownie i świadomie rozgościć, generując Wdzięczność : ))

Milion Kwiatków

Nowy rok, nowe wyzwanie, nowa zabawa, czyli Milion Kwiatków na rok 2023. To już oficjalne hasło, więc zobowiązuje, cokolwiek to znaczy.
Wyzwanie Milion Kwiatków, to bardziej intencja. Nikt nie doliczy do miliona, ani nikt nie będzie nikogo przekonywał, że takowy zaistniał, ale wysłać milion kwiatków w świat, to sama przyjemność. Dlatego postanowiłam sobie, ze tym roku pobawię się w kwiatki. Poszukam miliona znaczeń co mógłby wyrażać kwiat i poszukam jak można przedstawić kwiat na milion sposobów. To wszystko zobaczycie na mojej ceramice, na kubkach moich kochanych, miskach, talerzach i w samych kwiatkach ceramicznych.

Kolejny rok, obecny i bieżący, będzie na pewno trudniejszy. Dlatego postanowiłam zasypać go kwiatkami, niech kwiat się ściele gęsto. I tym optymistycznym kwiecistym akcentem, nic nikomu nie obiecując, zawijam rękawki i twardo biorę się do pracy. Za chwilkę też zaproszę do sklepu, bo tam się zaiste zakwieci. A wszystkim sceptykom zamierzam.. darować na dobry początek przepiękny kwiat uśmiechu i nadziei, że słońce jest, i mimo, że chwilowo za chmurami, to i tak cudownie wciąż działa.

Najlepszego!

Rok tysiąca kubków..

..skończył się w pięknym stylu i nadszedł Nowy 2023🌹
Stary był dla mnie łaskawy, cudowny wręcz ❤️❤️❤️
Podsumowanie roku będzie zatem dzisiaj na różowo.

Nauczyłam się przez ostatnie 12 miesięcy, ciężkiej pracy z konkretnym efektem i jestem z siebie strasznie dumna. Wymyśliłam sobie rok temu, że wykonam jakimś cudem 1000 kubków, a narobiło się dokładnie 1466. Każdy zrobiony był z ogromną pasją, każdy taki od serduszka. Ten ostatni, czyli nr 1466 leży u mnie w domu, albowiem na koniec, wykonałam wspaniałomyślnie do własnego domu piękną i praktyczną zastawę stołową, na święta i nie tylko. Są w niej miski na zupę, miski na deserek, talerze obiadowe płaskie, śniadaniowe i deserowe. O tego są filiżanki z podstawkami 220 ml, kubki 350 ml oraz półlitrowe. wszystkiego średnio po 8-10 szt. Baaardzo fajne uczucie móc używać takie naczynia.. (i dziwnie jest mieć wreszcie wszystko z jednego kompletu…🤔)

Oprócz kubków wykonałam w tym roku ze 150 talerzy i jeszcze więcej misek oraz czarek, bo pamiętajcie, że numerowałam jedynie kubki z uchem!

Tak więc narobiło się tego że ho ho, no i sprzedało. Znów więc zaczynam nowy rok pośród dość przebranych i luźnych półek, ale ii.. z nowym wyzwaniem!!🔥

Uwaga, moje hasło na rok 2023:

🌋MILION KWIATKÓW!!💐🌺🌻

Hi hi, spytajcie, ale oso chozi? To już nie będzie kubków??

Nie nie, nie ma tak lekko. Kubki będą, bo są nieśmiertelne i kocham je wszystkie, z resztą z wzajemnością. Tylko, że nowe zrobimy w kwiatki! I będą miski (w kwiatki), talerzyki (w kwiatki) będą.. i wszystko (w kwiatki) zrobimy. Jedno co nie będzie w kwiatki to.. ceramiczne kwiatki.🤣🤣

Ale nie bójcie się kochani. Postaram się, żeby tu nikogo nie zemdliło. Kubki podobały się Wam, za co pięknie dziękuję, a i najróżniejsze wersje zdobień chodzą mi już po głowie.

Powiecie pewnie, zaskocz nas! A nie ma problemu 🤪🥳👍 Wyzwanie przyjmuję ze śmiertelną powagą. Rok nam się skończył, ale zabawa nadal trwa.

A tymczasem wielkie buziaki na nowy rok każdemu z osobna przesyłam i pozdrawiam bardzo gorąco 🥳🌹

V Mikołajkowy Kiermasz Ceramiki w pracowni i 1000 Kubków

Zbliża się wielkimi krokami kolejny, piąty już kiermasz, który organizuję we własnej pracowni. Pomysł naszedł mnie kilka lat temu i sprawdza się przepięknie. Frekwencja co roku przekracza moje oczekiwania, co jest dla mnie zawsze radosną niespodzianką. Dzięki temu, że kiermasz wydarza się właśnie tutaj, w samym epicentrum mojej twórczości, a nie na zewnątrz, przy wyjazdowej okazji, możecie poznać atmosferę tego miejsca, poczuć ducha, zobaczyć co z czym się je i być może również usłyszeć tą wenę, która woła mnie już tyle lat..

Ceramiką zajmuję się od ok 15 lat, a pracownia stoi już dokładnie 10 wiosen. I ale ale! dokładnie 4 grudnia 2012 roku odbyło się tutaj uroczyste otwarcie pracowni, więc właśnie w ten weekend będę świętować 10 lecie, na które od serduszka wszystkich, kto żyw i możliw, gorąco zapraszam.

Na ten radosny czas przygotowuję dla Was dużo nowych ciekawych prac. Będą oczywiście kubki, które kocham z wzajemnością (hi hi) i które będą do kupienia w różnych kategoriach cenowych. Cena uzależniona jest od oczywiście nakładu pracy, bo nie zawsze od wielkości i pojemności. Uwielbiam nowe pomysły i wyzwania,więc nie stronię od eksperymentów i precyzyjnej, mozolnej pracy, czego wynikiem jest multikolor oraz bogata grafika na ceramice. Ale nie zawsze, bo zawsze powtarzam, że jedno to ja, a drugie to w piecu. Są też więc proste minimalistyczne przyjazne formy, które cudownie współpracują w dłoni, oddając nam równocześnieciepło, przy okazji, pysznej herbaty na ten przykład.

Dobrze, mamy więc kubki. Są też patery-liście i nie tylko liście i są nawet zestawy naczyń; kubek, miska talerzyk. To użytkowe w 100% naczynia, przystosowane do kontaktu z żywnością i bardzo wysokiej jakości. Wszystkie naczynia zakupione w pracowni możecie swobodnie  myć w zmywarkach. Są też oczywiście kwiatki i to całe ich mnóstwo. Są serduszka, duże i małe, oraz gwiazdeczki na choinkę, na ten świąteczny czas. A z malutkich drobiazgów to znajdziecie tu takie dwucentymetrowe domeczki do zawieszenia. Stoi też tutaj taki regalik, gdzie ogólnie i przewlekle jest Wielka Wyprz i to nie zawsze dlatego, że coś się zepsuło czy kubek się kiwa, ale z niektórymi pracami już chcę się czasami pożegnać, więc puszczam je taniej. A od tych niższych cen i od całej reszty macie w dniach 2-4 grudnia jeszcze normalnie 15% rabatu! Warto więc wstąpić w tych dniach do pracowni, ponieważ tutaj się nic nie powtarza niestety i stety, więc jeśli szukacie unikatu, to będzie świetna okazja do nabycia takowego.

Dlaczego jeszcze warto? no bo zawsze odpalam mój ulubiony groźnie nazywający się Warowar, z którego kranika sączy się przepycha pachnące świętami, grzane wino, specjalnie dla Was kochani goście. Zagryziemy słodkiego grzańca cynamonowymi ciasteczkami i to w takiej ilości, że od cukru będziemy mieć halucynacje, dobra?

Ok, to opcja dla wytrwałych, a żeby się nie znudzić to będzie można obejrzeć 2 mini-wystawy.
Jedna z nich to wystawa”1000 Kubków”. Mamy z tej okazji do zobaczenia masę zdjęć z większą częścią zrealizowanego wyzwania „1000 kubków na rok 2022”. To pomysł, który, gdy wpadł mi do głowy jak bomba na przełomie starego i nowego roku, wydał mi się zupełnie nie do zrealizowania. Bo 1000 to kurde dużo. Do tej pory byłam w stanie wykonać ok 50 kubków w miesiącu, więc wobec nowego pomysłu, no słabo. Ale druga myśl: co, że ja nie zrobię?? No i zaczęłam. Połowa kubków, bogato zdobiona i wymyślana, powstawała aż do końca lipca. A potem przyszło życie, o tym pisałam w poprzednim bodajże wpisie. W skrócie tylko opowiem, że przyszła taka pani i zamówiła u mnie 900 sztuk. Słownie: dziewięćset. Najpierw zbladłam, a potem walecznie zakrzyknęłam: co?! że JA nie zrobie??

Co tu się działo to może nie będę opowiadać, bo zeszłoby trochę czasu, poza tym to nie jest dla ludzi o słabych nerwach. Ale zrobiłam to i nawet na czas. Zrobiłam tego dodatkowo oprócz tej pięćsetki, jeszcze z tysiąc, no bo wiadomo, że jedno ja a drugie w piecu, więc trzeba zrobić więcej. Kubków zrobiłam do tej pory dokładnie 1451 sztuk, a tysięczny kubek jest cudnie wyeksponowany za szkłem, no bo wiadomo, że w czasie realizowania zamówienia, tysięczny się nadarzył. Jest to zwyczajny, prosty kubeczek, zupełnie minimalistyczny, ale doskonały w proporcji i wadze. Rzekłabym idealny. Poza tym wieńczący tą całą pracę, miliony „dupogodzin”, które prowadzą  mnie wciąż do mistrzostwa. To symbol mojej drogi. Mój święty gral : )

I taką wystawę możecie sobie obejrzeć z dwóch przygotowanych. Druga z nich to prezentacja pt.: Jak powstaje kubek ceramiczny. Zobaczycie fazy pracy od kulki gliny po końcowy efekt, razem z opisami ile trwa każdy proces, wraz z wypałami, które po drodze wieńczą dzieło. To fajna, ciekawa prezentacja, która wprowadzi Was w temat. Poszczególne fazy pracy, to realne kubki, celowo niedokończone na poszczególnych etapach. Z opisami i rysunkami : )

No. A wracając do samego kiermaszu to odbędzie się TU, czyli w Zielonej Górze, przy ulicy Jędrzychowskiej 54, w pracowni ceramicznej AG.
Czas trwania Kiermaszu:
piątek, 2 grudnia w godz. 10.00-18.00
sobota, 3 grudnia w godz. 10.00-18.00
niedziela, 4 grudnia w godz. 10.00-14.00
Zapraszam gorąco.

Z kwestii organizacyjnych, możecie u mnie płacić kartą, blikiem, przelewem, gotówką.
Skręcacie z ulicy w parking pomiędzy dwie mikołajowe czapki : )
Przed pracownią jest spoko parking na jakieś 4-5 aut, przy umiejętnym parkowaniu, nie parkujcie proszę na chodniku, bo to droga rowerowa, ani na posesji obok.
Jeśli będzie ciasno na samym parkingu, to poza parkingiem wolno parkować tylko: czterema kołami na jezdni, wzdłuż przerywanej linii. To tak w ostateczności.

No i w tym tygodniu pracuję dłużej, również zapraszam, jak z resztą codzień : )

Przytulam gorąco i czekam na Was!

O chórach anielskich i patelni

Kiedyś tam kiedyś, rozmarzyłam się na temat tarasu, którego jestem szczęśliwą właścicielką, a który przylega bezpośrednio do pracowni. Z ulicy go nie zobaczycie ani trochę. Istnieje dokładnie po drugiej stronie, osłonięty dokładnie i skutecznie. Wychodzi się na niego przez pracownię, drzwiami, naprzeciwko wejścia głównego.

Taras ma jakieś 25 M2, więc spory to dość placyk. Podczas dni letnich niemiłosiernie jednak smali tam słońce, więc nie służył nikomu jakoś relaksacyjnie, można było przezeń jedynie się przemieszczać. Na nogach lub nie. No, istna patelnia.

Od początku marzyłam sobie, żeby tę patelnię kiedyś zadaszyć, osłonić, zabudować i żeby móc tam cokolwiek zadziałać.

I słuchajcie, dzieje się! Serce me rośnie, bo tam właśnie powstanie prawdziwa GALERIA 🥰

Wreszcie spełni się mój sen o tym, żeby móc wyeksponować każdą moją ceramiczną pracę. Półek zaprojektowałam se tyle, że aż się łezka w oku kręci 🤣. Będzie strasznie pięknie. Każdy kubeczek będzie miał własne siedzonko. Czy to nie cudownie?

Tymczasem tak jak naopowiadałam w poprzednim wpisie, chmary kubków się mnożą i napływają wielkimi falami. Życie zlecenie przyniosło i to nie jest bajka. Co tydzień dochodzi mi jakieś 80 sztuk, które uczy mnie cudownie mistrzowskiej organizacji swojej pracy i cholernej pokory. Finisz mojego działania widać na termin 2 grudnia. Tu wszystko się spina w cudowny czas Wielkiego Kiermaszu, takiego jaki zdarza się raz na 10 lat. No, może jest to 5 kiermasz, ale taki na 10-lecie pracowni, więc wiecie, taki będzie że hej.🥳 To tu będzie można kupić piękny, oryginalny i niezwykle praktyczny prezent. Dla siebie lub nie. I to tu, znajdziecie ucztę dla oka i podniebienia, bo będę wtedy częstować winem grzanym, nawet i bez alkoholu też, oraz ciastkami pieczonymi osobiście. To tu również, zastanie was przyjemny rabacik na wszystkie prace 15 niezmiennych procent. I to tu będziecie mogli zakupić bon podarunkowy na zakupy dla niezdecydowanych, oraz na wybrane warsztaty.

Tymczasem, z tą Galerią, delikatnie przytrzymam Was jeszcze na dystans. Skończymy budowanie, poukładam kubki, powtykam kwiatuszki i oświetlimy to pięknie. A potem wysmaruję wam takiego chwaliposta, że aż Anieli na głosy zaśpiewają. Tak głośno, że hej!

🥳🔥🥰

 

Życie przemówiło

Dziś chodzi mi po głowie historia, która się właśnie dzieje i którą muszę tu opowiedzieć.

Moje 1000 kubków powstaje w realu radośnie chociaż w mediach trochę skąpo o tym opowiadam. Ostatnio pochwaliłam się, że pod koniec tamtego tygodnia zdążę wykonać pięćsetny kubek. I zdążyłam. Wykonałam nawet 504-ty: :))  Następnie więc wyjechałam sobie do Gdańska na weekend, porozkoszować się Jarmarkiem Dominikańskim i delikatnie odpocząć. I wtedy zapukało do mnie Życie.

Zapukało w okienko mojej codzienności i powiedziało:
– Agatka. Ty weź się już nie pierdziel z tymi kubkami może..
– Co? Ale, że co?! – Oburzyłam się. – Ale ja chcę.
– Zrobiłaś ich ze sto różnych i to po kilka sztuk. Ja wiem, że ty umiesz i zrobisz ich więcej. Ale ja mam dla ciebie propozycję. – Tu życie uśmiechnęło się troszkę jak do wariata. Żeby nie rozeźlić.
– Propozycję? – zapytałam. Zaciekawiło mnie to, ale spojrzałam nieufnie, bo nie bardzo odporna na zmiany ja jestem takie.
– Ychy. Spodoba ci się, choć nie będzie łatwo. – mruknęło niewyraźnie.
Włos mi się delikatnie zjeżył. Nie wiem czy z ciekawości czy ze złości, że mi tu plany zmienia.
– ..? ..No? Coś wymyśliło?- Trochę nie mogłam się doczekać.
– Ty do tej pory robiłaś kubki ładnie i wymyślnie. – Zaczęło mnie urabiać.
– No wiem. Ładnie i różnymi technikami – Podjęłam wygodny dla mnie wątek.
– Szło ci coraz sprawniej. Udało ci się zrobić już połowę. To dużo. – Kadziło dalej Życie
– No wiesz, Życie, niby to dużo ale czasu mało zostało… Zajęcia niedługo i w ogóle.. I kiermasz w zanadrzu, trzeba by się streszczać i w ogóle rozumiesz…
– A weź. – Przerwało stanowczo. – Posłuchaj teraz uważnie, bo nie będę dwa razy powtarzać. Oto moja propozycja: Wykonasz 900 kubków do końca października. Zlecam ci je. Jeśli tylko odpowiesz TAK, ja od razu płacę połowę należności, w ramach zaliczki.
– Yyyyy, co?- wydobyłam z siebie jakieś śpiewne jęknięcie.
– Pomyśl, za KAŻDY kubek masz zapłacone. Gwarancja zakupu. Fajnie, co?
Przysiadłam momentalnie na niskim zydelku. Do mózgu docierały słowa, które wypowiedziało życie do mnie przed chwilą. Ale jakkk? Że mam zrobić 900 kubków i mam na to 3 miesiące..?? Heloł, przez 7 miechów próbuję zrobić 500…!!! (Chyba nawet trochę zaczęła zżerać mnie panika) No dobra…. Ale mam chyba na tyle doświadczenia, że i szybko też potrafię… No nie wiem, nie wiem…
–  Hmmm hm…- usłyszałam z boku nieśmiałe odchrząkiwanie. Życie próbowało subtelnie przerwać mi moją zamyśloną ciszę.
– Tak? Coś jeszcze?? – Zapytałam z obawą i wstępnie zmierzwioną czupryną.
– Nie, nie bardzo. Tylko jest prośba, żeby one były bardziej, niż mniej uniwersalne w estetyce.- Że co? Weź mi tu kurde po polsku mów..

– No, że nie takie fikuśniaste w kuźwa kwiatki, ale takie wiesz, beże, szarości, biele.. no, uniwersalne. Takie bardziej normalne. – Życie kręciło coraz bardziej rożek od dołu t-shirta zerkając na mnie zakłopotane.
– Że tamte nie ładne???- trochę za głośno zapytałam – Urwiesz. Puściło t-shirta.
– Ładne, ale ludzie dostaną te kubki losowo wybrane. – Życie teraz machało łapami. – No mają się raczej podobać. Czego nie rozumiesz?
– A, ok..- Rozumiałam, ale nie potrafiłam znaleźć na półce normalnego kubka, żeby zapytać czy to ma być taki.
Zaczynałam sobie układać w głowie o co mu chodziło i stwierdziłam, że jeśli to ma być tak, to będzie mi przecież łatwiej. No i zrobię je. Zrobię. Trzeba to tylko sobie zaplanować…. No bo ile mogę zrobić na raz?
Usiadłam szybko na koło i zrobiłam. Wyszło 66.
Pomyślałam, no jakoś poszło. To co 900 nie zrobię? Że ja nie zrobię??
– Zrobię. – powiedziałam głośno.
– Co? – Życie zachrypiało, bo przez dłuższy czas już nie gadało.
– Że zrobię, mówie. Mówię TAK.
Spojrzało mi w oczy głęboko i jakoś tak poważnie.
– No wiem. – Powiedziałam. – Nie będzie łatwo, mówiłeś. I nie ma odwrotu, też wiem. Zrobię, to zrobię, mówię przecież.
Życie spojrzało na mnie łagodniej z życzliwym uśmiechem.
– Masz. – Położyło mi na kolanach zwitek banknotów. – Obiecana zaliczka.
W oczach zaiskrzyły mi momentalnie chciwe ogniki. Wzięłam zwitek i w pierwszej chwili pomyślałam, ale tylko na chwilkę, że nie wiem co się z taką kasą właściwie robi…

Życie ucichło na chwilę, a ja oswoiłam się z sytuacją. Pierwsza połowa tysiąca kubków była ładnie, a druga będzie szybko. W większości będą sprzedane, co nie powinno mnie przecież martwić. Pozostanie po nich spora galeria. Takich kubków; do powtórzenia.

Zakupiłam czym prędzej planer ścienny i rozpisałam ilości. Plan to podstawa hej, bo okazało się, że nawet zdążę poszkliwić te, które ulepione i wypalone czekają na swoje 5 minut, żeby odrodzić się w poszkliwionej postaci. Będą na Kiermasz.

No właśnie, a Kiermasz? Kiermasz Mikołajkowy odbędzie się 2-4 grudnia. To już czwarty raz, a jest okazja no bo na dziesięciolecie pracowni. No i nie odpuszczę. Szykuje się nowa przestrzeń na tą okoliczność, więc jestem podekscytowana już teraz. I już teraz zapraszam.

I jeszcze zajęcia. Plany były spore, ale Życie to trochę naprostowało. Indywidualne i na koło, zapraszam w soboty. Do umówienia. Iventy, też w sobotę, jednak z tym to jeszcze chwilkę, muszę obadać ile mi sił starczy. Za dwa, trzy tygodnie się określę. I pozostaje grupa w czwartek. Tylko, że ta jest dla delikatnie zaawansowanych. Świeżaki będą miały swoje pięć minut na ivencie. Cokolwiek to znaczy : ))

No dobrze. Spuściłam parę. I pozdrawiam więc gorąco każdego, kto to doczytał do końca ; )

I ja w takim razie… do roboty : ))

Mała kawa

Dziś krótko. Obiecałam sobie kiedyś, że w każdy wtorek będę aktualizować sklep. Obietnicy dotrzymuję, chociaż może nie widać tak tego bardzo, jednak stan kubków się zgadza i na półce i w sklepie. Kubki z półek schodzą wdzięcznie, dlatego w sklepie w zasadzie bieda.

Ale my tu dziś nie o tym.

Co wtorek bowiem przeżywam prawdziwe katusze na myśl, że mam coś wpisać od siebie w socialmediach. I niech to nie będzie odebrane w taki sposób, że ja tu kogoś nie lubię. Lubię żywych ludzi, lubię jak  do mnie wchodzicie, czy dzwonicie. Lubię również jak piszecie. Ale w mediach jest inaczej. Tam trzeba pisać jakoś w powietrze. Mam wrażenie, że pisząc jakikolwiek post, jestem zawieszona w jakimś kosmosie nie mogąc się niczego złapać, na niczym oprzeć, nie wiedząc czy ktokolwiek skupi się na tym co zostanie przesłane więcej niż 1,5 sekundy…
Też tak macie?

Tak więc przepraszam za to, że nie idę z prądem, nie tworzę rolek na hektary i śmiesznych zgrabnych filmików. Będę nadal pisała chwaliposty oraz robiła chwalizdjęcia. I będę tu na was czekała z moimi zrobionymi kubkami. Bo kubki to umiem robić, a z nich pije się najfajniej.

A nawiązując do tysiąca kubków, to w tym tygodniu mam wyzwanie, uderzyć w nr 500. Brakuje równo 40 i mam na to 3 dni. Zrobię i również się pochwalę. Pozdrawiam gorąco każdego, kto doczytał wpis do końca.