Blog

53 postów

Lipiec

Lipiec zaraz. Zrobiło się pół roku pyk, a ja z głową w kubkach. Gadam o nich, pokazuję, chwalę się, piję z nich, próbuje, smakuję, trzymam za ucho, sprawdzam czy zbiera, wyważam i projektuję. Lub wpadam po prostu na pomysł i robię. Bardziej to drugie.

Jedno jest pewne. Uwielbiam. To jakaś dzika miłość do przedmiotu tak użytecznego i tak szerokiego w ekspozycji. No sztuka może być sztuką. Tysiąc sztuk również może. Można tu zapanować nad pojemnością, wagą, nad stylem. Nad wszystkim.

Kubek. To praktyczna cudowna niezbędna w życiu sprawa. Może ci towarzyszyć na codzień w postaci okrutnie zaniedbanej (sama byłam świadkiem jak mój osobisty kolega z pracy używał swojego kubka codziennie po kilka razy, do WSZYSTKIEGO( kawa z mlekiem, bez mleka, herbata, barszczyk..) i NIGDY(!!) go nie umył…😱)..(!!!).
Może być to jednak przedmiot jedyny w swoim rodzaju, cudownie wyjątkowy i odjechany, który sprawia, że uśmiech sam powraca, który sprawia, że wciąż świeci słońce, który dodaje nam ekstra namiastkę jakiegoś rodzaju szczęścia.. Ja chciałabym, aby właściciel każdego z nich, tych moich kubków, czuł się jak prawdziwy farciarz, który wygrał los na loterii, bo może korzystać z tak unikatowego przedmiotu.. Robię wszystko, aby każda moja praca była wyjątkowa i doskonała. 😘

Fajne jest to, że co wymyślę, to jest to trafione. Każdy z kubków znalazł amatora, którego gust poszukiwał konkretnego przedmiotu. Każdy z nich podoba się i kubki sprzedają się fajnie.

A co z moim licznikiem na 1000 kubków? No cóż, jak pisałam wcześniej, nie robię ich na kilogramy. Z jasnym czołem i nieopisaną dumą wprawdzie przekroczyłam liczbę 369, ale plan zakładał już daleko dalej. Nic to. Postawiłam na jakość, dzielnie prę do przodu i nie biadolę, gdy zdarzają się pomyłki.. jakie pomyłki, zapytacie? No więc ostatnio zrobiłam taki kubek, który miał urywać d.., ale pomyliłam szkliwo i zamiast kolorowe kwiatki przykryć szkliwem bezbarwnym, to przykryłam je białym. Wyszła jakaś straszna lipa usmarkana grubym białym glutem, zamiast wypasionego, kolorowego cudu na łące.. no cóż. Trzeba zrobić krok w tył i jakimś sposobem uratować reputację kubka.. Się zrobi. Jak? Jeszcze nie wiem, ale uda są dwa. Uda się lub nie uda.

Tymczasem lipiec miesiącem bez warsztatów, więc nie sprzątam, nie spuszczam wody, nie tracę czasu na zbędne ruchy tylko działam. Zamierzam wyczarować całą górę szczęścia. Marzę o tym, żeby do pracowni nie dało się wejść, bo normalnie będzie tyle tego. Zapraszam popatrzeć na to i ewentualnie coś kupić.

Pozdrawiam więc gorąco znad mojej własnej, cudownej szajby 🥰👍

Zabawa trwa

Maj ma się dobrze i słonecznie, co napawa optymizmem. Takie szybciutkie lato to dla wszystkich miła niespodzianka. Nawet ja wstaję uśmiechnięta i z nieudawaną radością witam słońce. Ja, która ożywia się na wspomnienie listopada i wszechobecnych chłodów, oraz planuje na luty wypad nad morze : )

No dobrze. My tu nie o tym. Pogodę zostawmy na kolejny wpis, a ja Wam delikatnie poopowiadam o kubkach. Powiem szczerze, wyzwanie postawiłam sobie ponad moje możliwości, co oczywiście nie oznacza, że tego nie dokonam. (coo, ja nie zrobię??) Natomiast jest z tym wszystkim cała kupa śmiechu, bo z jednej strony chcę zrobić dużo i żeby było tyle na półkach, że ho ho, a z drugiej, sorka, ale nie cierpię baboli, więc każdy z nich tych kubków przechodzi żelazną kontrolę jakości na każdym etapie powstawania. I takim oto sposobem zakopałam się w tej jakości i docelowej piękności, co powoduje, że nakład pracy zżera mi dodatkowe godziny. Ale nic to, trening czyni cuda, co właśnie udowadniam sobie na bieżąco i poważnie, aż dziw bierze jak sobie człowiek postawi cel i ryje do przodu nie zważając na przeszkody, co można sobie wypracować.. No bo inspirują mnie sami mistrzowie z górnej półki, a to nie kij dmuchał. I jest zabawa.

Ponadto wielbiąc się w coraz to nowych wyzwaniach kopię w kolejnych technikach i możliwościach zdobień, a to będziecie mogli zaobserwować niebawem i mam nadzieję, ze spodoba wam się to co robię tak jak mnie : ))

No i słabsza wiadomość to taka, że plan na chwilę obecną zakładał jakieś 550 kubasów, a ja jestem na 300. Znaczy tyle dziś przekroczę o ile przestanę się bawić komórką wstawiając kolejne kubki do sklepu i pisząc bloga : ) Ale coż, mam nadzieję, że podzielacie moją myśl, iż fajniej jest mieć na własność małe dzieło sztuki, niż kubek przez małe k, tyle, że zrobiony ręcznie.. Myślę, ze nie ma co na siłę zaśmiecać naszego globu jakąś przypadkową kaszaną..

To do miłego, a ja tu tymczasem wrzucę małą zajawkę tego co niedługo wyeksponuję w galerii…

Kubki marcowe

Dobra. No wiem, tysiąc to dużo. Tak,  widzę. 🥳

Dla tych, którzy szukają nowinek, czy w lutym się udało wykonać plan, to odpowiem, że tak, udało się. A był to bardzo ambitny miesiąc. To była prawdziwa przygoda z nowym zdobieniem, spełnianiem marzeń i znacznym podnoszeniem jakości. To były jak dotąd, najwyższe półki. Mieszałam techniki, szkliwiłam pędzlem, zdobiłam tlenkami i farbami. Chciałam już wreszcie zrobić Najpiękniejszy Kubek Świata. Czy zrobiłam? Owszem, mam faworyta. Ale to jeszcze nie on. 😋

Bo numery na kubkach, moi kochani to nie wszystko. Numery, owszem, tu są ważne i dają mi frajdę. Dzięki nim mam półki zastawione genialnymi kubkami, z których każdy jest wyjątkowy. Dzięki numerom na kubkach wiem, w którym momencie jestem, czy mam się spieszyć, czy idę wg planu. No, na chwilę obecną widze, że nie idę.🤪

Dzięki mojemu maratonowi solo, sama się od siebie uczę. Podwyższam poprzeczki i próbuję sprostać nowym zadaniom. I powstają coraz to nowe kubki, a równocześnie nowe fasony, style, przeznaczenie, kształty, wariacje i szaleństwa.

Obecnie jestem na numerze 220, marzec się kończy ale nic to. Jakość jest najważniejsza i tak będzie. Najwyżej, no cóż, będzie mała obsuwa, na którą sobie pozwalam. No bo tak, czy siak.. właściwie to nic nie muszę. 😁

 

Twarz pracowni

Pracownia moja istnieje od kilkunastu lat, budynek stoi rok dziesiąty i praca w nim wciąż kwitnie. Radosna twórczość z poważną przeplata się kwieciście, a ja cieszę się tutaj każdym dniem.

Podczas moich pięknych lat pracy z ceramiką dochodzę do wniosku, że nie jestem w stanie tworzyć dłuższy czas tego samego. Lubię wyzwania, wciąż poszukuję nowych kształtów, inspirują mnie coraz to nowe realizacje innych twórców, eksperymentuję ze szkliwami, farbami i technikami. Uwielbiam kombinować i to daje mi radość tworzenia, ale pracując w ten sposób nie posiadam wciąż produktu, który mógłby dla innych stać się twarzą pracowni.

Rok 2022 podszepnął mi którejś bezsennej nocki cudowne rozwiązanie, którym okazał się KUBEK. Zawsze czułam do niego miętę, lubiłam je kupować, oglądać i własnoręcznie lepić. Doszłam do wniosku, że skoro nic nie muszę, to przecież nie muszę. Nie będę więc robić kompletów talerzy, waz na zupę, aniołków i wazonów. Nie chcę już robić firmowych pamiątek ani magnesów z Giewontem. Lubię robić kubki, wymyślać nowe, durne kształty, dorabiać im nogi i opracowywać ciekawe, wygodne ucho. Uwielbiam jak ceramika się przydaje, a cóż bardziej się przydaje jak nie kubek? To chyba najbardziej codzienna i praktyczna rzecz z ceramiki ever. Że się z niego pije, tak, tak, wiadomo. Się z niego przecież je zupę lub trzyma w nim sosy, to już tylko kwestia kształtu. A może kubeczek na kredki? Można mieć z tego fajne, sentymentalne wspomnienia ; ) No kubek to kubek. Co tu dużo mówić. No i mamy twarz!

Tak więc kubek fantastycznie obronił się w tej pracowni i z jasnym czołem znowu powrócił, zaludniając półki. (..czy może zakupukąc..?, e, może zostańmy przy zaludnieniu). Wyzwanie na ten rok pod hasłem 1000 Kubków pozwoliło mi otworzyć głowę i wpuścić do niej cudowny oddech świeżości. Wpadając codziennie rano do pracowni, mam już pomysł na nową serię i bawię się tym przednio. Uwielbiam moment, gdy w gotowej pracy odciskam kolejny numerek, układam je potem na piecowych półkach i ze zniecierpliwieniem czekam na czas otwarcia pieca. Oczywiście proces jest dużo dłuższy, wypalam je dwa, a czasami 3 razy, co daje im 6 dni na sam czas wypału, do tego samo lepienie lub toczenie na kole, ucho, pokrycie szkliwem i farbami, nie licząc już tego, że wymyślenie i zaprojektowanie jego również zaprząta mi myśli.

Tymczasem zbliża się połowa lutego, a ja mam za sobą numer 152, czyli idziemy zgodnie z planem, a nawet lepiej. Przede mną jedynie 848 sztuk, co nie jest tak strasznie straszne, gdy pracę swą podzieli się na mniejsze porcje, a to daje nam plan na 100 kubków miesięcznie. I jesteśmy w domu. Kubki powstają seriami, ażebym mogła nacieszyć się jakiś czas nowym pomysłem. Czasami są to 2 sztuki, czasem 7, ale i są fasony po 13 sztuk, czy pojedyncze egzemplarze. Nic nie planuję, nie przewiduję. Nie robię kompletów ani zestawów. Staram się tak działać, żebym mogła serię powtórzyć, więc raczej nie zginiemy. Nacisk kładę na to, aby każdy z nich był z najwyższej półki. Ma być super i ma być wyjątkowy. Inny niż w sklepie.

Sklep mam własny a Wy możecie już cieszyć się od wczoraj już szybkimi płatnościami Pay Now. Wygodnie i szybko i od ręki. Pozdrawiam więc serdecznie i zapraszam gorąco do sklepu : )
https://pracownia-ceramiczna.com/kategoria-produktu/kubki/

 

10 lat, 1000 kubków, 10000 sztuk

Doszłam do wniosku, kolejny z resztą raz, że Kubek, to rzecz najpraktyczniejsza, wręcz niezbędna, ulubiona i często bardzo prywatna. To przecież absolutna konieczność, aby była to rzecz piękna i niepowtarzalna. I w tym roku to właśnie będzie robione.

Ten rok bowiem jest dokładnie dziesiątym, w którym działa moja pracownia jako osobny budynek, wyodrębniony z domowych pieleszy, wyszarpany wraz ze stołem, który był moją całą pracownią jeszcze kilka lat wstecz. Na owym stole bowiem zaczęło się wszystko lepić z gliny , a prace niewypalone stały na półkach i czekały wiele miesięcy na swój piec. Piec stanął wreszcie w starej stodole, która z kolei otrzymała nowe życie pod wpływem gruntownego remontu i oto 4 grudnia 2012 roku nastało wielkie otwarcie pracowni, wówczas pod nazwą Markolor.

Pracownia Markolor to przede wszystkim miejsce, gdzie na kubkach było malowane. Kubki jeszcze wtedy kupowane były w hurtowniach, a ja zajmowałam się ich zdobieniem. Malowałam wszystko czego dusza moja lub klienta sobie zapragnęła. Wychodziły stąd serwisy do kawy przyzdobione łąkami kwiatów, pejzażami, czy widokami miast, malowałam pamiątki z miast, w postaci setek wizerunków ratuszów, kościołów lub uwieczniałam siedziby firm. Moimi klientami były urzędy miasta w Zielonej Górze, Głogowie, Polkowicach, Lubinie, Świebodzinie, Guben, Cottbus, Frankfurcie nad Odrą, Warszawie, Gdańsku, Poznaniu, i innych. Malowałam pamiątki z Zakopanego, z obozów dla młodzieży, dla pań z przedszkoli oraz szkół. Indywidualne zamówienia miałam od studentów z uczelni, gdzie zamówienia można było składać w punkcie ksero , lub kupić tam jakiś gotowy kubek, a oczywiście każdy był inny. Kubki moje porozłaziły się z tego co wiem, po całym świecie..

Kiedyś prowadziłam sobie ewidencję tych zamówień, które napływały zewsząd, numerowałam je skrupulatnie i mogę z całym przekonaniem powiedzieć, że pomalowałam w życiu przeszło 10 000 kubków! Poniżej macie przykłady tych realizacji.

 

Jednak z czasem zarzuciłam to zajęcie na korzyść pracy z gliną, którą pokochałam z wszystkich sił. Odnajduję w tym spokój, relaks, niesamowitą frajdę, radość z tego, że tworzę przedmioty od początku. Wyjmując z pieca moje własne prace odczuwam ogromną satysfakcję. I  wciąż nie jestem tym wszystkim zmęczona, przeciwnie, wciąż każdy pomysł rodzi kolejne dziesięć, a ja w każdej chwili jestem gotowa, aby je realizować.

Po tym szalonym wieloletnim czasie mojej własnej ery malarstwa, zaczęłam ręcznie wykonywać własne kubki. Sprzedawane były one przez kilka ładnych lat na jarmarkach w Niemczech, dlatego też i pracowni nie widać było na rodzimym rynku. Robione też były domki-świeczniki oraz małe ozdoby, ale nadal głównie kubki i to było głównym asortymentem pracowni.

 

Kolejnym etapem był czas na roczną przerwę na zebranie sił, myśli i planów. Wreszcie 3 lata temu pracownia ceramiczna przekształciła się w pracownię AG. W obecnym stadium to miejsce kwitnie, dosłownie i w przenośni, organizuję kiermasze , podczas których kupujecie moje prace, przychodzicie do mnie na warsztaty, z których wszyscy mamy frajdę, i oto Wy, kochani pamiętacie jak do mnie dojechać a ja nadal wiem co mam tutaj robić.

W tym roku zatem, wracam do korzeni i znów postanowiłam postawić na kubek. Plan jest taki, że zarządziłam sobie Wyzwanie o haśle 1000 Kubków! Tysiąc kubków, to nie na wiatr rzucony slogan ale skrupulatny plan! W tej chwili, 11 stycznia mam już. wykonane 42 sztuki! Na całe tysiąc mam prawie 11 miesięcy. Termin, wiadomo, 4 grudnia.

Zapytacie: a nie zanudzisz ty się tymi kubkami? Jak można robić przez tyle czasu to samo! Otóż nie. Pamiętajcie, kubek to tylko pretekst. To, co się tu teraz wyprawia to jest jedna wielka szajba. Na szczęście robię je seriami. Po 6, po 10… I na szczęście każdy z nich wygląda jeszcze jak kubek. Ale już niedługo : ) Codziennie od bladego świtu rzucam się w wir tworzenia udowadniając sobie, że prześcignę  pracą rąk własnych, moje osobiste pomysły.

Trzymajcie więc rękę na pulsie, zaglądajcie tu do mnie, a ja będę Wam tu zdawać relację z wyczynu. Wyzwania znaczy. Z tego co się tu wyprawia. Pośmiejemy się razem : )
Czuwaj.

 

Podsumowanie?

Z podsumowaniami u mnie jest tak, że rzetelnie nie będzie. Z natury jestem działacz, więc łapię w locie nowe pomysły, a te chciałabym teraz już realizować. Tak więc z podsumowaniami jest tak, że połowy to ja nie pamiętam co się działo, a resztę chcę poprawić. Ostatnio jednak jestem dla siebie dość dobra i gdy tylko czuję, że ne wyrabiam na zakrętach, głaskam się po główce i zezwalam sobie na mały krok w tył. A potem na szczęście dalej do przodu.

Tak więc rok to był dobry. Obfitował pięknie w zajęcia dla babek w grupach oraz w indywidualne warsztaty. To spowodowało, iż prac moich własnych nie przybywało w zastraszającym tempie, ale za to wykluło się kilka fajnych pomysłów co do przyszłych realizacji. Było też kilka ambitnych zleceń, z których jedno z nich to 200 takich samych misek z koła. Zajęcie to było wbrew pozorom rozwijające i ciekawe, a spowodowało iż mam ochotę przerzucić się na tą technikę z całych sił. No zaczynam słuchajcie czaić o co w tym kole chodzi!

Pojawiły się w pracowni znów farby. Kiedyś mocno na kubkach po wierzchu malowałam i nie mam z tym problemu, ale farby, które do mnie zawitały są tym razem podszkliwne. To absolutnie genialny produkt, który da Wam pewność, że malunek pozostanie nietknięty podczas użytkowania, a ja mogę pomalować ceramikę gdzie mi się żywnie podoba. Farby można mieszać ze sobą dowolnie, co jest również ewenementem w ceramice, wypalając ją w temperaturach powyżej 1200 stopni. Strasznie to przyjemna robota bo i fajnym rezultatem.

Poznałam również czar wałków drewnianych z rzeźbionymi wzorami, które odbijam w glinie. A to już daje efekt łał.. Glina przyjmie wszystko, a dla rzeźbionego drewna jest szczególnie łaskawa. Jak sama nazwa wskazuje, glinę przy tej technice należy rozwałkować a więc będzie alternatywa odpoczynku dla pracy przy kole. Lepimy tutaj z plastrów więc będą z nich fajne talerze, patery i oczywiście kubki. Tego nigdy przecież za dużo.

A wracając do zajęć, to powitałam tu gro nowych osób i okazało się, że w wielu z nich drzemie spore zwierzę głodne twórczości własnej! To niebezpieczne i pazerne potwory, które trzeba mocno karmić, bo jak się nie może tworzyć, to wtedy nas boli. Tak więc oferuję tu im warsztat ze sporą wiedzą, doświadczeniem oraz narzędziami, a potem w efekcie mamy tu piękne gotowce, których nie ma nigdzie więcej na świecie. Przy czym w przeważającej części kobieca na zajęciach energia przenika mnie bardzo pozytywnie. To krzepiące fajne spotkania dla nas wszystkich, okraszone oczywiście tymi zgubnymi acz pysznymi ciasteczkami, które zawsze są świeżo upieczone. Istna masakra na chrupko!!

I czy to się da jakoś podsumować?? Jednym zadaniem to nie bardzo, jednak po kolejnym roku działania w tej pracowni dochodzę do w niosku: JESZCZE!! No a wchodząc w rok 2022 zawiadamiam, że to będzie dziesiąty rok trwania pracowni w takiej postaci, patrząc na budynek. Dokładnie 4 grudnia 2012 odbyło się uroczyste otwarcie pracowni, co niektórzy jeszcze pamiętają, a to zobowiązuje. Kiermasz grudniowy zapowiada się nielicho!

Ale my tu nie o tym, tylko mamy tu prawie przeddzień świąt, niniejszym życzę wszystkim takiej frajdy z pasji, jaką mam ja i 100 razy bardziej. Cokolwiek robicie, niech Wam przynosi dużo szczęścia podczas procesu tworzenia, wtedy każdy dzień będzie kolejnym okruchem szczęścia w codziennym zmaganiu. Pozdrawiam wszystkich i gratuluję tym, którzy dobrnęli do końca tego wpisu, idę lepić pierogi a pozostawiam Wam buziaki prosto z pieca gorące!

III Mikołajkowy Kiermasz Ceramiczny 4.12.2021 r.

Znów nastała moja ulubiona pora roku, podczas której, niezmiennie, jak co roku cieszę się świętami jak dziecko.

Niniejszym kolejny raz zdecydowałam się na urządzenie kiermaszu w pracowni. Pierwszy, to był kiermasz Eksperymentalny, drugi był kiermaszem Zasadniczym a trzeci, to Kolejny ?…no a za rok, to już będzie chyba Tradycyjny! ?

Zadecydowałam, że w tym roku kiermasz, a zarazem obniżka wszelkich cen o 15%, lejący się strumieniami grzaniec, oraz przemysłowe ilości świeżych ciastek specjalnie dla Was, to opcja jednodniowa. Ale za to jaka! Bedzie to sobota, 4 grudnia, otwarcie pracowni nastąpi o 9.00. Wszystkie prace ceramiczne, które zostały ulepione tutaj w paluszkach, znajdą swoje honorowe miejsce. Można będzie je obejrzeć w zacnym gronie pasujących do siebie krewniaków, co mocno ułatwi Wam trudne decyzje, co z czym zestawić i czy to będzie pasować. Pracowniany taras otrzymał kolejne życie, bowiem tam właściwie powstało jeszcze jedno sympatyczne pomieszczenie z godną ekspozycją prac.

Ale spytacie, co my tu dziśmamy : ) Niezmiennie w rankingu używanych najczęściej ceramicznych przydasiów, na samym czele stoi kubek. Stoi i nikogo się nie boi. Nie chce być inaczej, kawa musi być. Za nim idzie miska, no bo ciastka z czegoś jeść trzeba. A dopiero za nimi cała reszta. Są tutaj niezwyczajne kominki zapachowe, jak i do nich woski sojowe o cudnych zapachach. Klimacik musi być! Podgrzać na wysokim poziomie można sobie również dzbanek z herbatą, lub ulubiony kubek. Uważam, że o tej porze taki podgrzewacz to absolutny must have. (Używam ich od razu po ulepieniu, jeszcze przed wypaleniem!?)

Są również filiżanki do kawki, oraz cokolwiek dziwne czarki. Fani durnych i niecodziennych rozwiązań będą mieli ucztę.  Nie rozpiszę się o tym za dużo, ale ci którzy są na bieżąco z socjalami, mogą się trochę spodziewać. Z resztą, co tu dużo gadać, no zapraszam poobcować sobie z nimi osobiście ?

Zobaczycie tu różne fazy fascynacji zdobienia ceramiki, od suchego minimalizmu w szorstkich strukturach, po błyszczące kokobaroko o szalonych barwach. No cóż, zawsze powtarzam, że się tu świetnie bawię ?

Taki dzień, to po prostu Dzień Otwarty. Przywitam Was na parkingu niezmiennie bukietami kwiatów, bo one żyją cały rok. I nie będę tego dnia zajęta swoją ulubioną pracą, a to prawdziwe święto. Będę tutaj na Was czekać. Opowiem o pracowni i warsztatach, na które możesz się do mnie wybrać. Chętnym przybliżę jak powstają prace, które można będzie tu zobaczyć i oczywiście nabyć. Pokażę Wam fajny, ciekawy świat, w którym tworzę i realizuję swoje twórcze pasje i mam nadzieję, że rozbudzę w Was nie tylko ciekawość ale i chęć do działania.

A wszystko co zakupicie wraz z sympatycznym tego dnia rabatem, zapakuję Wam jak zwykle gratis. Będzie ozdobnie, lub w ekologiczną torbę. I wszyscy będą zadowoleni!

Zapraszam bardzo, bardzo serdecznie!

 

Jesienne w głowie porządki

   Od wczesnych lat dziecinnych doświadczyłam wielu chwil spędzonych w samotności. Nie, żeby mi było źle, tak jakoś wyszło, a wyszło na tyle dobrze, ze najlepiej pracuje mi się samej. Dlatego pracownia na chwilę obecną to ewidentne AG, więc myślę, działam, tworzę ja. Skutkuje to tym, że rozwarstwiam się na różne role, przekomarzając się sama ze sobą na co mamy dziś ochotę, co i jak będziemy lepić, tworzyć, kleić..

   W rezultacie raz kiedyś wybieram się sama ze sobą na urlop, żeby odparować głowę od hałasu pracowni. Urlopy moje charakteryzują się wyjazdem przeważnie ostatnio nad morze, bo tutaj nie ma nic. No bo w listopadzie.

   Morze jesienią, czy wczesną wiosną to tylko i wyłącznie przecież morze. To masa wody, która i tak na przekór moim oczekiwaniom, bo nie wymagam od niej NIC, codziennie się fantastycznie i tak zmienia. Nie uświadczysz tu wtedy za dużo zachodów słońca, czy innych ciekawostek dla oka. Są chmury, czasami siąpi jakaś berbelucha z nieba i ostro zacina wiaterek. Nie ma też i ludzi, a to wartość dodana. Ale morze codziennie jest całkiem inne. Genialne miejsce..

I tak właśnie, ubrana niczym kosmonauta, gapiąc się w horyzont, czyszczę sobie głowę, chłonąc wiatr i zbawienne porcje jodu. Czasami udaje mi się zaczerpnąć namiastkę nirwany podczas nieplanowanej medytacji, wsłuchując się w moje ciało, stwierdzam z ulgą, ze jeszcze cały czas oddycham. Fajne to.

Zatrzymanie chwili jest zbawienne, gdy w duszy gra nieustannie pęd do tworzenia. Jest we mnie jakiś szalony twórca rzeczy niepowtarzalnych, któremu na szczęście zrobiłam miejsce na jego szaleństwo, w postaci mojej pracowni. No bo gdyby nie mógł on tworzyć, to mnie by bolało..

A, że twórca ten mój, nie znosi nicnierobienia, ani fabrycznej ceramiki, zabrałam mu kilka kubków z pracowni, żeby nie umarł z nudów na tym dziwnym cokolwiek, kilkudniowym wypadzie.

Dziś więc, rezygnując z medytacji, żeby nie było, poszliśmy z twórcą i jego nowymi kubkami na spacer po plaży. Kubeczki wyczuwając obiektyw aparatu, rozbiegły się po plaży uśmiechając się zalotnie. Bawiły się przednio a była ich spora gromadka, no bo cała moja torba. Spędziliśmy tam kawał czasu i dzięki temu wszyscy byli zadowoleni.

Po kolejnym więc wyjeździe z cyklu #kubekija, pozostał sympatyczny ślad, a ja czując, że odpoczęłam, mogę wracać spokojnie do domu i pracowni. Niniejszym powoli zakasuję rękawy, zapraszając Was już teraz na kolejny kiermasz w pracowni.

Termin 4 grudnia br, sobota.

Więcej? ..niebawem w kolejnym poście, oraz w aktualnościach na fb i instagramie.

A ja tymczasem wracam do siebie. Wracam bo lubię : )

 

W poszukiwaniu ideału

Zachwyt nad twórczością własną to coś co się czasem artyście przydarza mniej lub bardziej. Fajne to, bo świadczy o tym, że pasja kwitnie, robota wre, flow trzyma a rezultat jest nawet nawet.

Moja zabawa z ceramiką to jak na razie radosna zabawa w poszukiwanie formy doskonałej, takiej, na której wizerunku zbuduję stabilną i czytelną swą markę.  Poszukiwania te oscylują już w każdej dziedzinie. Bo nie chodzi już tylko o kubek moi mili. Szukam miski, talerza, mydelniczki, podgrzewacza, dzwonka, domku, doniczki, patery, kieliszka, pojemnika,.. no i kubka też, też…

Zmiana to jednak coś stałego w tej pracowni, więc i asortyment permanentnie inny i cholera nieprzewidywalny.

Jedno jest na szczęście pewne. ? To czym się tutaj handluje ma być dobre. Rzecz ma być użytkowa, stabilna, łatwa w czyszczeniu, ergonomiczna, no jedyna w swoim rodzaju i piękna. Nie ma lipy, nie ma tandety.

No więc co się tu obecnie wyprawia?

Na chwile obecną mogę poszczycić się trafionym w punkt kubkiem z czarnej gliny, którego szkliwo powaliło mnie na kolana w zeszły czwartek. I co zrobisz. Wykończenie idealne, kubek lekki i pojemny, nawet ma podobnych kolegów, czyli komplet się uzbiera, wiec wszystko gra. Do tego stopnia jest super, że zaklinowałam się przy kole na dłużej i pociągnęłam temat. Więc może to już? Może to właśnie on będzie moim produktem markowym? Takim, który zawsze znajdziecie na półce w każdej ilości.. Takim, który będzie miał i talerzyk i cukierniczuszkę i miseczki.. Takim co to na hasło ag_pracownia, to zobaczycie ten przepiękny serwis czarno złoty…

No nic. Marzenia trzeba mieć, my się nie rozklejamy, wszystko przed nami i tylko sobie życzyć, żeby zmiany nie nadeszły zbyt szybko.

A ja do roboty.

??

 

Wpis dla wpisu

Moje blogowanie zaliczyło mały zjazd z powodów kilku. A to wyjazd, a to dużo pracy, a to nie chce mi się, lub co ja napisze, ale po co, i takie tam. Ale najgorszy powód to taki, że jakiś czas temu, w końcu, wysmarowałam nawet dość długi wpis, po czym przeżyłam dziki zachwyt, że o niczym a taki fajny i …. nie zapisał się.

Nawet nie skomentuję, ani nie pokuszę się o dołożenie znaków interpunkcyjnych czy emotów. Ludzie, którzy pracują na komputerze na pewno znają to uczucie.

A że wpis był wymyślony spontanicznie i w przypływie artystycznego flow, to okazał się nie do odtworzenia. Po nim nastały jeszcze trzy próby napisania bloga i każdy z nich na końcu okazał się do bani.

Dziś z kolejnych kilku powodów nawet mi się lepić nie chce. Usiadłam więc do bloga, bo może powiedzenie „Gotowe jest lepsze od doskonałego” dziś odnajdzie tu nowy sens i faktycznie opublikuję cokolwiek. Nie wiem czy ktokolwiek to czyta, więc tym bardziej wpis nie musi zawierać w sobie żadnych mądrości. A to już buduje do działania w sumie.

No cóż, gromadząc w jedno wrażenia z minionego czasu mogę rzec że pracownia działa i ma się dobrze. Zajęcia ceramiczne są tymczasowo na urlopie, a ja na poważnie zaproszę na warsztaty od września. Pomysł, aby systematyczne spotkania prowadzić w babskich grupach okazał się trafiony w punkt. Mam obecnie chwilę czasu na uporządkowanie tematów i działań podczas zajęć, więc powstał pomysł na ciut inny tryb pracy, który niebawem na pewno zepnę w całość i jaśniej opiszę.

Moja własna robota również spoko. Oscyluję pomiędzy zleceniami, czyli wizjami klientów a własnymi, w co uzupełnić by pracowniane półki. Ostatnio włączyły mi się miski, oraz patery z liści. Niezmiennie schodzą spod młotka podgrzewacze na woski zapachowe. O nich będzie pewnie jeszcze nie raz, teraz macie pootwierane okna, nie ma co kasy wypuszczać na wiatr. Zapraszam na jesień.

Taras świeci pustką, stara dobra wizja kawiarni, to już nie. Zakupiłam namiot, jako zadaszenie i się zobaczy. Fajne miejsce na kawę, na polepienie, na posiedzenie, na pobycie sobie. Myślę, że miejsce w końcu samo powie po co mi ono.

A! I koło garncarskie. To okazuje się niezłą ofertą, którą docenia coraz więcej osób. I tu już nie przebieram, Dorośli, dzieci, mały, duży, chłop, baba.. to jest akurat dla każdego. Siedzimy sobie we dwoje i jeden robi jak się patrzy, drugi patrzy jak się robi. Czyli na początku pokazuję co i jak, a potem uczestnik sam toczy. W rezultacie mija nam godzinka i powstają 2-3 prace, które ja następnie wypalam i oddaję poszkliwione i gotowe do użytku piękniuchy. Tak więc co jakiś czas ktoś zagląda tutaj po takie o właśnie nowe doznania. Zapraszam bo warto : )

No coż, to, że dziś nie mam energii, to nie powód, aby pomniejszać istnienie pracowni, no bo ona już żyje własnym życiem i to niekoniecznie całkiem i tylko za moją sprawą. Fajnie rośnie dzięki ludziom, którzy ją odwiedzają, którzy tu ze mną pracują lub do których trafia w postaci informacji, bo wie o niej coraz to więcej osób. Fajnie. Jak tak dalej pójdzie, to przed Bożym Narodzeniem będzie taki kiermasz, że wesele góralskie to przy tym pesia.

No oby.
To w takim razie wpis nastał i może być.
To publikuję.

: )